" Wyjazd "
Tak naprawdę, dopiero rano dotarło do mnie parę szczegółów ze wczorajszego testu. Przede wszystkim panuję nad Żywiołem, który jest w pewnym sensie wersją limitowaną. To duża odpowiedzialność, a ja nie do końca czuję się na siłach, aby jej sprostać. Na dodatek, Nestorka zdawała się być przygotowana na taki rozwój wydarzeń, czyżby coś wiedziała? Nie dawało mi to spokoju, więc postanowiłam, że jeszcze przed wyjazdem zamienię z nią parę słów.
Wstałam z łóżka i tradycyjnie wzięłam prysznic. Wychodząc z kabiny przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze, które zajmowało całą przestrzeń nad umywalką. Może mi się zdawało, ale odniosłam wrażenie, że moja cera nabrała ciemniejszych barw. Wtedy, tuż pod klatką piersiową, na żebrach po mojej prawej stronie spostrzegłam niewielki, lecz dobrze widoczny - ciemny pentagram. W pierwszej chwili się wystraszyłam, ale później przypomniały mi się słowa Nel. Więc tak musiało wyglądać moje znamię, ciekawe co pojawiło się na ciałach pozostałych? Niesamowite, to było lepsze niż tatuaż! Związałam szybko włosy w długi warkocz, tuż przy uchu, tak więc spokojnie mógł opadać na ramię. Ubrałam biały T-shirt z wielkimi ustami na przodzie, a na to narzuciłam czarną kamizelkę. Do tego szare rurki i bawełniana czapka na głowę. Oczywiście zapięłam na nadgarstku moją szczęśliwą bransoletkę, która od opuszczenia przyjaciół, stała się nieodłącznym elementem mojej garderoby. Następnie udałam się do gabinetu Nauczycielki.
Drzwi były ogromne i ciemne. Tylko raz w życiu przekroczyłam próg tego pomieszczenia, to było jeszcze na początku, kiedy się wprowadziłam. Niestety nie zapamiętałam zbyt wiele z tamtej wizyty, była ona krótka i polegała na ucieczce przed wielkim wilczurem, którego "niechcący" Jhon wpuścił do domu. Rex to pies, którego zadaniem było pilnowanie posesji, ale, że chłopak ma dobre serce to chciał się z nim pobawić. Oczywiście nie miałabym nic przeciwko porzucaniu patykiem na dworze, jednak Jhon miał lepszy pomysł. Bardzo lubię psy, właściwie to kocham wszystkie zwierzęta, tylko, że akurat w tamtej chwili opiekowałam się młodą kotką. I gdy przez przypadek zwierzęta się dostrzegły, no cóż, nie zapałały do siebie sympatią i skończyło się to moim chaotycznym uciekaniem przed osiem dziesięciokilogramowym potworem.
Chwilę zaczekałam zastanawiając się czy Nestorka jest w środku. Kiedy już miałam zamiar odejść, z drugiej strony dobiegł mnie głos kobiety.
- Wejdź, skarbie. - poprosiła.
Ostrożnie otworzyłam drzwi i przeszłam po ciemnych panelach, a następnie usiadłam na skórzanym fotelu, który gestem mi wskazała.
- Tak coś myślałam, że będziesz chciała ze mną porozmawiać.- przemówiła ze spokojem przyglądając się mojej twarzy.
- Mam kilka pytań.- zaczęłam.
- Więc śmiało.
- Mam wrażenie, że wiesz o mnie więcej niż ja sama.- powiedziałam szukając jakiejkolwiek reakcji na jej twarzy, ale ona była jak zawsze spokojna.
- Spodziewałam się, że to właśnie ty posiadasz Żywioł Powietrza, tylko tyle mogę ci zdradzić.
- Ale skąd? -spytałam nie rozumiejąc, bo przecież tuż nad moją głową nie świeci neonowy napis mówiący "To właśnie Ona". Chyba, że czegoś nie wiem.
- Kiedy się tu wprowadziłaś, pierwsze dni spędziłaś w swoim pokoju przeżywając rozstanie z przyjaciółmi, wtedy niebo płakało razem z tobą.
Pamiętam to, faktycznie całe dnie padał deszcz, tylko, że mnie to jeszcze bardziej dołowało. Ta moja moc, jest mało użyteczna, jeśli chodzi o poprawę samopoczucia.
- Więc się tylko domyślałaś?
- Owszem, ale wszystko potwierdzało moje przypuszczenia. Pamiętasz kiedy Tyler pomylił łazienki?- spytała.
Jakżebym mogła zapomnieć. Brałam właśnie prysznic kiedy nagle otworzyły się drzwi, w których stanął, nie kto inny jak Tyler. Narobiłam niezłego zamieszania swoim piskiem, wszyscy myśleli, że to agencja wdarła się do domu. Jakaż była ich reakcja, kiedy zobaczyli zmieszanego blondyna, unikającego moich celnych rzutów, wszystkim co tylko wpadło mi do ręki. Oj, długo mnie przepraszał.
- Coś mi świta.- odparłam wymijająco.
- Byłaś bardzo zdenerwowana, a z nieba waliły pioruny, mimo, że świeciło słońce.
Pogoda zdradza twoje samopoczucie, kochanie. Musisz nauczyć się nad tym panować, ale tym zajmiemy się po waszym powrocie, a teraz idź. Masz jeszcze 15 minut, a jak cię znam nie jadłaś śniadania, prawda?- spytała, jak zwykle prześwietlając mnie na wylot.
- Racja. - odpowiedziałam wstając z miejsca i kierując się do wyjścia.- Do zobaczenia za 2 tygodnie. - dodałam z uśmiechem i wyszłam.
Było dość chłodno, a autokar, który miał nas zawieźć na pociąg się spóźniał. Zastanawiał mnie fakt, iż Nestorka nie wyszła się z nami pożegnać. W każdym bądź razie, Babcia rzewnie płakała, mimo, iż miało nas nie być zaledwie przez dwa tygodnie. Może sobie w tym czasie od nas odpocząć. No, ale Babcia to Babcia.
Wbrew sobie zaczęłam szukać wzrokiem Asha. Jednak nigdzie go nie widziałam, może postanowił nie jechać?
- Cześć, kotku. Tęskniłaś? - usłyszałam za sobą ujmujący głos pewnego palanta.
- Nie.- odparłam stanowczo coś sobie przypominając.- I nie mów do mnie kotku!- warknęłam.
- Dlaczego? Przecież jesteś kotkiem.- uśmiechnął się czule, a ja miałam ochotę mu przyłożyć.- Bo pantera to z rodziny kotów, nie? - dodał chytrze.
- Tygrys też. - wtrąciłam kompletnie nieświadoma swoich słów.
W jednej chwili, jego usta znalazły się przy moim uchu. Czułam jego oddech na szyi i ciepło emanujące z całego ciała. Moje serce momentalnie przyśpieszyło.
- W takim razie, też powinnaś tak do mnie mówić.- wyszeptał tym razem patrząc mi w oczy. Cholera, powinnam pomyśleć zanim coś powiem. Najwidoczniej nie miał zamiaru sie ode mnie odsuwać, więc postanowiłam jakoś zareagować, ale to było trudne. Sparaliżował mnie wzrokiem, nie mogłam się nawet ruszyć, dlatego staliśmy tak patrząc sobie w oczy. Gdyby nie te wszystkie spojrzenia, które skierowały się w naszą stronę to może bym się tak nie rumieniła.
Z opresji wybawiła mnie Patrice, ale nie wiem czy powinnam być jej wdzięczna.
-Tu jesteś!- krzyknęła stając między nami i zwracając się do Asha, a mnie kompletnie ignorując.- Szukałam cię, zajmę nam najlepsze miejsca, dobrze? - spytała trzepocząc przy tym rzęsami w uwodzicielski sposób. Cholera, dobra jest.
- Jasne, zaraz przyjdę. -odparł oglądając się za odchodzącą blondynką, która kusząco kręciła biodrami. Masakra, jak można być, aż tak pustą?
W końcu był łaskaw zwrócić swoją uwagę na mnie.
-Mam nadzieję, że nie będziesz zazdrosna. - puścił mi oczko i zaczął odchodzić w stronę podjeżdżającego autokaru, jednak po kilku krokach się odwrócił i dodał z szarmanckim uśmiechem.- ... Kotku.
Przez niego straciłam ochotę na jakikolwiek wyjazd. Postanowiłam, że już teraz zacznę traktować go jak powietrze, może w końcu pojmie aluzję i da mi spokój. Chwyciłam swój bagaż w momencie, gdy przy moim boku pojawiła się Sam.
- O co chodzi z Ashem? - spytała niepewnie. Skierowałyśmy się w stronę wejścia do pojazdu i zaczęłyśmy szukać miejsc gdzieś z tyłu.
- Co masz na myśli? -odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Wydaję mi się, że coś kręcicie.- odrzekła szturchając mnie łokciem w ramię.
- Masz rację ... wydaję ci się.- stwierdziłam dobitnie. Lepiej niech mi tu nic nie insynuuje.
- Oj nie bądź taka, przecież się przyjaźnimy. - zrobiła wzrok porzuconego szczeniaczka.
- Ale co ja mam ci powiedzieć? Między nami nic nie ma. Działa mi na nerwy i tyle.
- Od tego wszystko się zaczyna.- stwierdziła z miną specjalistki.
- Nie sądzę. On nic mnie nie obchodzi.
- Więc dlaczego cały czas się przy nim rumienisz?- spytała błyskotliwie.
- Co?! Nie prawda! - zaprzeczyłam gwałtownie.
- No , niech ci będzie, ale ja wiem swoje.- odparła pewnym siebie głosem.
Reszta podróży minęła gładko, na szczęście rudowłosa już nie poruszała tego tematu.
Ponieważ autokar spóźnił się 15 minut, teraz musieliśmy czekać około godziny na pociąg, gdyż tamten nam uciekł. Jak dobrze pójdzie, to na miejscu będziemy pod wieczór.
Z nudów wszyscy zaczęli grać w karty. Szczerze mówiąc obawiałam się, że ktoś może mnie rozpoznać, co prawda zaczął się rok szkolny i prostolinijni uczniowie powinni siedzieć na lekcjach, no ale cóż -ja się z takimi nie zadawałam. Kiedy zapytałam Sabin dlaczego są tacy spokojni skoro mogą zostać rozpoznani, wyjaśniła mi, że mogłam tego nie zauważyć, ale bardzo się zmieniłam w ostatnim czasie, z resztą nie tylko ja. Może chodziło o mój kolor skóry? Chociaż włosy też mi
urosły, dawniej sięgały zaledwie do ramion, a teraz do połowy pleców. Do naszej rozmowy dołączyła Nel.
- Czytałam o tym. Po odkryciu Mocy, posiądziesz nie tylko cechy swojego Patrona. Dadzą o sobie znać także twoi przodkowie. Wiesz może skąd pochodzą twoi pradziadkowie?
- Nie bardzo. Nie znałam swoich prawdziwych rodziców, a tym bardziej dziadków.- odparłam bez jakichkolwiek emocji. Nie było mi smutno z powodu braku rodziny, przyzwyczaiłam się. Z resztą, zastępowali mi ją przyjaciele.
- O przepraszam, nie chciałam...- brunetka speszyła się i spóściła głowę.
- Nie szkodzi. Mów dalej.- poprosiłam.
Dziewczyna uśmiechnęła się niepewnie i kontynuowała.
- A ty Sabin, wiesz coś o swoich przodkach?
- Chyba mieli powiązania z Ukrainą.- odrzekła z zastanowieniem.
- Możliwe. Masz słowiańskie rysy twarzy.- stwierdziłam.
- Za to ty wyglądasz jak hinduska.- odrzekła blondynka z uśmiechem.
- Mało pocieszające. Hinduski tylko za młodu są piękne, szybko się starzeją. - roześmiałam się, a one razem ze mną.
- A co z tobą Nel?- spytałam.
- Najprawdopodobiej Rosja.
Rozmawiałyśmy tak jeszcze chwilę dopóki na stację nie zajechał pociąg. Wsiadłyśmy do niego i
przyłączając się do rozmowy dziewczyn. A więc możliwe, że moi pra pra pra przodkowie pochodzą z Indii. Ciekawe. To by mogło wyjaśniać nowy kolor mojej cery i ciemniejszy kolor włosów. Rozejrzałam się z zaciekawieniem po wagonie i spostrzegłam, że przy Ashu kręci się Patrice pod nieprzyjaznym spojrzeniem Roba. Hm, ciekawe ciekawe. Czyżby Rob był, aż tak głupi, aby się kochać w kimś takim jak Patrice? Rozumiem Asha, oni wyglądaliby razem wprost uroczo. No, ale Rob?! Z resztą, co mnie to obchodzi? Wsłuchałam się w rozmowę moich towarzyszek i wkrótce do nich dołączyłam.
zajęłyśmy miejsca, ja oczywiście przy oknie. Dosiadła się do nas jeszcze Sam, która wcześniej
ogrywała chłopaków w pokera.
Przez całą drogę oglądałam przewijające się krajobrazy za oknem, od czasu do czasu
Po czterech godzinach jazdy pociągiem i 20 minutach dojazdu autobusem byliśmy na miejscu. Tak
jak przewidywałam, słońce chyliło się ku zachodowi. Widok był niesamowity. Ogromne ranczo rozciągało się, aż za horyzont. Dookoła pastwiska, lasy, łąki, a to wszystko spowite w wieczornej łunie. Sam dom był urzekający, ogromne okna, duży ganek. Właściwie był podobny do naszego z tym, że nasz był nowocześniejszy. Tutaj tradycja przeplatała się z symbolami Indian: szczęśliwe podkowy wisiały nad drzwiami, gdzieniegdzie pojawiały się łapacze snów. Czułam się trochę jak w bajce. Wysiedliśmy z pojazdu i skierowaliśmy swe kroki w kierunku drzwi frontowych, z których właśnie wychodziła wysoka postać. Nie widziałam jej dobrze, jednak kiedy do nas podeszła miałam pewność, że to siostra Nestorki. Podobna twarz, figura, tylko rysy twarzy jakby młodsze i włosy luźno opadające na ramiona. Stanęła przed nami i uśmiechnęła się ciepło.
- Witam na moim ranczu! Mówcie mi Nicol.- jej głos był melodyjny, zdecydowanie była młodsza od Nauczycielki.
-Moja siostra, chyba nie wyjaśniła wam dokładnie jakie będzie wasze zadanie,prawda?
- Powiedziała tylko, że będziemy pomagać przy zwierzętach. - odparł Luke.
- Poniekąd. No cóż, od prac fizycznych mam już ludzi.- oznajmiła.
- Więc co my będziemy robić? - spytałam.
- Moje ranczo jest obfite w różnego rodzaju zwierzęta, chyba nie myśleliście, że demona
zaspokoją świnie i kury?- zapytała wybuchając zaraźliwym śmiechem.- Osobiście dopilnuję,
abyście tutaj odpoczywali, zdaję sobie sprawę przez co przechodzicie, dlatego chcę, żebyście
zaprzyjaźnili się ze swoimi podopiecznymi. - dodała. Mówiła nieskładnie, była zakręcona i
zdecydowanie różniła się od swojej starszej siostry.
Nikt z nas nie wiedział o co jej chodzi, jakimi podopiecznymi?
- Ah, a wy nadal nie rozumiecie!- stwierdziła ze śmiechem.- Będziecie zajmowali się zwierzętami
odpowiadającymi waszym Patronom. Nadacie im imiona, będziecie mogli też w ten sposób lepiej
poznać swoje nowe możliwości. Zacznijmy od ciebie złotko. Przedstaw siebie i swojego Patrona. -
poprosiła posyłając brunetce obok mnie pokrzepiający uśmiech.
- Mam na imię Nel, a moim Patronem jest Feniks.- odparła niepewnie.
- Świetnie! Niesamowite zwierzę, takie rozsądne i spokojne. Samuel zaprowadzi cie do twojego
podopiecznego.- trudno było wyłapać cokolwiek w jej tempie mówienia.
- Samuel?- spytała nieśmiało dziewczyna.
- Ah, zapomniałam wspomnieć.- kobieta złapała się za głowę i wybuchnęła śmiechem. Była
naprawdę zakręcona.- Przez kilka dni będą wam pomagać moi pracownicy, którzy zajmują się
danym gatunkiem. Samuel to chłopiec, który udzieli odpowiedzi na twoje pytania, skarbie.-zwróciła
się do brunetki. Zza drzwi wyszedł wysoki, umięśniony blondyn o czekoladowych oczach. Uśmiechnął się przyjacielsko