poniedziałek, sierpnia 20

Rozdział 5

" Wyjazd "



   Tak naprawdę, dopiero rano dotarło do mnie parę szczegółów ze wczorajszego testu. Przede wszystkim panuję nad Żywiołem, który jest w pewnym sensie wersją limitowaną. To duża odpowiedzialność, a ja nie do końca czuję się na siłach, aby jej sprostać. Na dodatek,  Nestorka zdawała się  być przygotowana na taki rozwój wydarzeń, czyżby coś wiedziała? Nie dawało mi to spokoju, więc postanowiłam, że jeszcze przed wyjazdem zamienię z nią parę słów. 
Wstałam z łóżka i tradycyjnie wzięłam prysznic. Wychodząc z kabiny przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze, które zajmowało całą przestrzeń nad umywalką. Może mi się zdawało, ale odniosłam wrażenie, że moja cera nabrała ciemniejszych barw. Wtedy, tuż pod klatką piersiową, na żebrach po mojej prawej stronie spostrzegłam niewielki, lecz dobrze widoczny - ciemny pentagram. W pierwszej chwili się wystraszyłam, ale później przypomniały mi się słowa Nel. Więc tak musiało wyglądać moje znamię, ciekawe co pojawiło się na ciałach pozostałych?  Niesamowite, to było lepsze niż tatuaż! Związałam szybko włosy w długi warkocz, tuż przy uchu, tak więc spokojnie mógł opadać na ramię. Ubrałam biały T-shirt z wielkimi ustami na przodzie, a na to narzuciłam czarną kamizelkę. Do tego szare rurki i bawełniana czapka na głowę. Oczywiście zapięłam na nadgarstku moją szczęśliwą bransoletkę, która od opuszczenia przyjaciół, stała się nieodłącznym elementem mojej garderoby. Następnie udałam się do gabinetu Nauczycielki.

Drzwi były ogromne i ciemne. Tylko raz w życiu przekroczyłam próg tego pomieszczenia, to było jeszcze na początku, kiedy się wprowadziłam. Niestety nie zapamiętałam zbyt wiele z tamtej wizyty, była ona krótka i polegała na ucieczce przed wielkim wilczurem, którego "niechcący" Jhon wpuścił do domu. Rex to pies, którego zadaniem było pilnowanie posesji, ale, że chłopak ma dobre serce to chciał się z nim pobawić. Oczywiście nie miałabym nic przeciwko porzucaniu patykiem na dworze, jednak Jhon miał lepszy pomysł. Bardzo lubię psy, właściwie to kocham wszystkie zwierzęta, tylko, że akurat w tamtej chwili opiekowałam się młodą kotką. I gdy przez przypadek zwierzęta się dostrzegły, no cóż, nie zapałały do siebie sympatią i skończyło się to moim chaotycznym uciekaniem przed osiem dziesięciokilogramowym potworem. 


Chwilę zaczekałam zastanawiając się czy Nestorka jest w środku. Kiedy już miałam zamiar odejść, z drugiej strony dobiegł mnie głos kobiety.
- Wejdź, skarbie. - poprosiła.
Ostrożnie otworzyłam drzwi i przeszłam po ciemnych panelach, a następnie usiadłam na skórzanym fotelu, który gestem  mi wskazała.
- Tak coś myślałam, że będziesz chciała ze mną porozmawiać.- przemówiła ze spokojem przyglądając się mojej twarzy.
- Mam kilka pytań.- zaczęłam.
- Więc śmiało.
- Mam wrażenie, że wiesz o mnie więcej niż ja sama.- powiedziałam szukając jakiejkolwiek reakcji na jej twarzy, ale ona była jak zawsze spokojna.
- Spodziewałam się, że to właśnie ty posiadasz Żywioł Powietrza, tylko tyle mogę ci zdradzić.
- Ale skąd? -spytałam nie rozumiejąc, bo przecież tuż nad moją głową nie świeci neonowy napis mówiący "To właśnie Ona". Chyba, że czegoś nie wiem.
- Kiedy się tu wprowadziłaś, pierwsze dni spędziłaś w swoim pokoju przeżywając rozstanie z przyjaciółmi, wtedy niebo płakało razem z tobą.
 Pamiętam to, faktycznie całe dnie padał deszcz, tylko, że mnie to jeszcze bardziej dołowało. Ta moja moc, jest mało użyteczna, jeśli chodzi o poprawę samopoczucia.
-  Więc się tylko domyślałaś?
- Owszem, ale wszystko potwierdzało moje przypuszczenia. Pamiętasz kiedy Tyler pomylił łazienki?- spytała.
 Jakżebym mogła zapomnieć. Brałam właśnie prysznic kiedy nagle otworzyły się drzwi, w których stanął, nie kto inny jak Tyler. Narobiłam niezłego zamieszania swoim piskiem, wszyscy myśleli, że to agencja wdarła się do domu. Jakaż była ich reakcja, kiedy zobaczyli zmieszanego blondyna, unikającego moich celnych rzutów, wszystkim co tylko wpadło mi do ręki. Oj, długo mnie przepraszał.
- Coś mi świta.- odparłam wymijająco.
- Byłaś bardzo zdenerwowana, a z nieba waliły pioruny, mimo, że świeciło słońce.
Pogoda zdradza twoje samopoczucie, kochanie. Musisz nauczyć się nad tym panować, ale tym zajmiemy się po waszym powrocie, a teraz idź. Masz jeszcze 15 minut, a jak cię znam nie jadłaś śniadania, prawda?- spytała, jak zwykle prześwietlając mnie na wylot.
- Racja. - odpowiedziałam wstając z miejsca i kierując się do wyjścia.- Do zobaczenia za 2 tygodnie. - dodałam z uśmiechem i wyszłam.





 Było dość chłodno, a autokar, który miał nas zawieźć na pociąg się spóźniał. Zastanawiał mnie fakt, iż Nestorka nie wyszła się z nami pożegnać. W każdym bądź razie,  Babcia rzewnie płakała, mimo, iż miało nas nie być zaledwie przez dwa tygodnie. Może sobie w tym czasie od nas odpocząć. No, ale Babcia to Babcia.

 Wbrew sobie zaczęłam szukać wzrokiem Asha. Jednak nigdzie go nie widziałam, może postanowił nie jechać?
- Cześć, kotku. Tęskniłaś? - usłyszałam za sobą ujmujący głos pewnego palanta.
- Nie.- odparłam stanowczo coś sobie przypominając.- I nie mów do mnie kotku!- warknęłam.
- Dlaczego? Przecież jesteś kotkiem.- uśmiechnął się czule, a ja miałam ochotę mu przyłożyć.- Bo pantera to z rodziny kotów, nie? - dodał chytrze.
- Tygrys też. - wtrąciłam kompletnie nieświadoma swoich słów.
W jednej chwili,  jego usta znalazły się przy moim uchu. Czułam jego oddech na szyi i ciepło emanujące z całego ciała. Moje serce momentalnie przyśpieszyło.
- W takim razie, też  powinnaś tak do mnie mówić.- wyszeptał tym razem patrząc mi w oczy. Cholera, powinnam pomyśleć zanim coś powiem.  Najwidoczniej nie miał zamiaru sie ode mnie odsuwać, więc postanowiłam jakoś zareagować, ale to było trudne. Sparaliżował mnie wzrokiem, nie mogłam się nawet ruszyć, dlatego staliśmy tak patrząc sobie w oczy. Gdyby nie te wszystkie spojrzenia, które skierowały się w naszą stronę to może bym się tak nie rumieniła. 
Z opresji wybawiła mnie Patrice, ale nie wiem czy powinnam być jej wdzięczna.
-Tu jesteś!- krzyknęła stając między nami i zwracając się do Asha, a mnie kompletnie ignorując.- Szukałam cię, zajmę nam najlepsze miejsca, dobrze? - spytała trzepocząc przy tym rzęsami w uwodzicielski sposób. Cholera, dobra jest.
- Jasne, zaraz przyjdę. -odparł oglądając się za odchodzącą blondynką, która kusząco kręciła  biodrami. Masakra, jak można być, aż tak pustą?
 W końcu był łaskaw zwrócić swoją uwagę na mnie.
-Mam nadzieję, że nie będziesz zazdrosna. - puścił mi oczko i zaczął odchodzić w stronę podjeżdżającego autokaru, jednak po kilku krokach się odwrócił i dodał z szarmanckim uśmiechem.- ... Kotku.
 Przez niego straciłam ochotę na jakikolwiek wyjazd. Postanowiłam, że już teraz zacznę traktować go jak powietrze, może w końcu pojmie aluzję i da mi spokój. Chwyciłam swój bagaż w momencie, gdy przy moim boku pojawiła się Sam.
- O co chodzi z Ashem? - spytała niepewnie. Skierowałyśmy się w stronę wejścia do pojazdu i zaczęłyśmy szukać miejsc gdzieś z tyłu.
- Co masz na myśli? -odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Wydaję mi się, że coś kręcicie.- odrzekła szturchając mnie łokciem w ramię.
- Masz rację ... wydaję ci się.- stwierdziłam dobitnie. Lepiej niech mi tu nic nie insynuuje.
- Oj nie bądź taka, przecież się przyjaźnimy. - zrobiła wzrok porzuconego szczeniaczka.
- Ale co ja mam ci powiedzieć? Między nami nic nie ma. Działa mi na nerwy i tyle. 
- Od tego wszystko się zaczyna.- stwierdziła z miną specjalistki.
- Nie sądzę. On nic mnie nie obchodzi.
- Więc dlaczego cały czas się przy nim rumienisz?- spytała błyskotliwie.
- Co?! Nie prawda! - zaprzeczyłam gwałtownie.
- No , niech ci będzie, ale ja wiem swoje.- odparła pewnym siebie głosem.
  Reszta podróży minęła gładko, na szczęście rudowłosa już nie poruszała tego tematu.
      Ponieważ autokar spóźnił się 15 minut, teraz musieliśmy czekać około godziny na pociąg, gdyż tamten nam uciekł. Jak dobrze pójdzie, to na miejscu będziemy pod wieczór.
 Z nudów wszyscy zaczęli grać w karty. Szczerze mówiąc obawiałam się, że ktoś może mnie rozpoznać, co prawda zaczął się rok szkolny i prostolinijni uczniowie powinni siedzieć na lekcjach, no ale cóż -ja się z takimi nie zadawałam. Kiedy zapytałam Sabin dlaczego są tacy spokojni skoro mogą zostać rozpoznani,  wyjaśniła mi,  że mogłam tego nie zauważyć, ale bardzo się zmieniłam w ostatnim czasie, z resztą nie tylko ja. Może chodziło o mój kolor skóry? Chociaż włosy też mi 


urosły, dawniej sięgały zaledwie do ramion, a teraz do połowy pleców. Do naszej rozmowy dołączyła Nel.
- Czytałam o tym. Po odkryciu Mocy, posiądziesz nie tylko cechy swojego Patrona. Dadzą o sobie znać także twoi przodkowie. Wiesz może skąd pochodzą twoi pradziadkowie?
- Nie bardzo. Nie znałam swoich prawdziwych rodziców, a tym bardziej dziadków.- odparłam bez jakichkolwiek emocji. Nie było mi smutno z powodu braku rodziny, przyzwyczaiłam się. Z resztą, zastępowali mi ją przyjaciele.

- O przepraszam, nie chciałam...- brunetka speszyła się i spóściła głowę.
- Nie szkodzi. Mów dalej.- poprosiłam.
 Dziewczyna uśmiechnęła się niepewnie i kontynuowała.
- A ty Sabin, wiesz coś o swoich przodkach?
- Chyba mieli powiązania z Ukrainą.- odrzekła z zastanowieniem.
- Możliwe. Masz słowiańskie rysy twarzy.- stwierdziłam.
- Za to ty wyglądasz jak hinduska.- odrzekła blondynka z uśmiechem.
- Mało pocieszające. Hinduski tylko za młodu są piękne, szybko się starzeją. - roześmiałam się, a one razem ze mną.

- A co z tobą Nel?- spytałam.
- Najprawdopodobiej Rosja.
  Rozmawiałyśmy tak jeszcze chwilę dopóki na stację nie zajechał pociąg. Wsiadłyśmy do niego i 
zajęłyśmy miejsca, ja oczywiście przy oknie. Dosiadła się do nas jeszcze Sam, która wcześniej 
ogrywała chłopaków w pokera.
 Przez całą drogę oglądałam przewijające się krajobrazy za oknem, od czasu do czasu 
przyłączając się do rozmowy dziewczyn. A więc możliwe, że moi pra pra pra przodkowie pochodzą z Indii. Ciekawe. To by mogło wyjaśniać nowy kolor mojej cery i ciemniejszy kolor włosów. Rozejrzałam się z zaciekawieniem po wagonie i spostrzegłam, że przy Ashu kręci się Patrice pod nieprzyjaznym spojrzeniem Roba. Hm, ciekawe ciekawe. Czyżby Rob był, aż tak głupi, aby się kochać w kimś takim jak Patrice? Rozumiem Asha, oni wyglądaliby razem wprost uroczo. No, ale Rob?! Z resztą, co mnie to obchodzi?  Wsłuchałam się w rozmowę moich towarzyszek i wkrótce do nich dołączyłam.




Po czterech godzinach jazdy pociągiem i 20 minutach dojazdu autobusem byliśmy na miejscu. Tak 
jak przewidywałam, słońce chyliło się ku zachodowi. Widok był niesamowity. Ogromne ranczo rozciągało się, aż za horyzont. Dookoła pastwiska, lasy, łąki, a to wszystko spowite w wieczornej łunie. Sam dom był urzekający, ogromne okna, duży ganek. Właściwie był podobny do naszego z tym, że nasz był nowocześniejszy. Tutaj tradycja przeplatała się z symbolami Indian: szczęśliwe podkowy wisiały nad drzwiami, gdzieniegdzie pojawiały się łapacze snów. Czułam się trochę jak w bajce. Wysiedliśmy z pojazdu i skierowaliśmy swe kroki w kierunku drzwi frontowych, z których właśnie wychodziła wysoka postać. Nie widziałam jej dobrze, jednak kiedy do nas podeszła miałam pewność, że to siostra Nestorki. Podobna twarz, figura, tylko rysy twarzy jakby młodsze i włosy luźno opadające na ramiona. Stanęła przed nami i uśmiechnęła się ciepło.
- Witam na moim ranczu! Mówcie mi Nicol.- jej głos był melodyjny, zdecydowanie była młodsza od Nauczycielki.

-Moja siostra, chyba nie wyjaśniła wam dokładnie jakie będzie wasze zadanie,prawda?
- Powiedziała tylko, że będziemy pomagać przy zwierzętach. - odparł Luke.
- Poniekąd. No cóż, od prac fizycznych mam już ludzi.- oznajmiła.
- Więc co my będziemy robić? - spytałam.
- Moje ranczo jest obfite w różnego rodzaju zwierzęta, chyba nie myśleliście, że demona 
zaspokoją świnie i kury?- zapytała wybuchając  zaraźliwym śmiechem.- Osobiście dopilnuję, 
abyście tutaj odpoczywali, zdaję sobie sprawę przez co przechodzicie, dlatego chcę, żebyście 
zaprzyjaźnili się ze swoimi podopiecznymi. - dodała. Mówiła nieskładnie, była zakręcona i 
zdecydowanie różniła się od swojej starszej siostry. 
Nikt z nas nie wiedział o co jej chodzi, jakimi podopiecznymi?
- Ah, a wy nadal nie rozumiecie!- stwierdziła ze śmiechem.- Będziecie zajmowali się zwierzętami 
odpowiadającymi waszym Patronom. Nadacie im imiona, będziecie mogli też w ten sposób lepiej 
poznać swoje nowe możliwości. Zacznijmy od ciebie złotko. Przedstaw siebie i swojego Patrona. - 
poprosiła posyłając brunetce obok mnie pokrzepiający uśmiech.
- Mam na imię Nel, a moim Patronem jest Feniks.- odparła niepewnie.
- Świetnie! Niesamowite zwierzę, takie rozsądne i spokojne. Samuel zaprowadzi cie do twojego 
podopiecznego.- trudno było wyłapać cokolwiek w jej tempie mówienia.
- Samuel?- spytała nieśmiało dziewczyna.
- Ah, zapomniałam wspomnieć.- kobieta złapała się za głowę i wybuchnęła śmiechem. Była 
naprawdę zakręcona.- Przez kilka dni będą wam pomagać moi pracownicy, którzy zajmują się 
danym gatunkiem. Samuel to chłopiec, który udzieli odpowiedzi na twoje pytania, skarbie.-zwróciła 
się do brunetki. Zza drzwi wyszedł wysoki, umięśniony blondyn o czekoladowych oczach. Uśmiechnął się przyjacielsko 
do Nel, a ta nieśmiało podążyła za nim. Próbowaliśmy się połapać o co chodzi. Z tego co 
zrozumiałam, aby dowiedzieć się czegoś więcej o swoim Patronie będziemy się opiekować 
zwierzęciem z jego gatunku? Brzmi logicznie.







- No to następny.-kontynuowała Nicol i  kiwnęła głową na Patrice.





    Jej i Sabin towarzyszyła młoda Amerykanka o pięknych orzechowych włosach, chyba miała na 
imię Luisa. Już współczułam tej ślicznej dziewczynie współpracy z Patrice. Do Roba i Luke dołączył 
niejaki Nataniel. Zauważyłam, że podobne gatunki łączą w pary. Więc dalej, Jhonowi  
towarzyszyła śliczna blondynka Rebeca. Tylerem i  Sam zajął się niewysoki szatyn - Thomas. 

Mimo mojej szczerej niechęci, zostałam połączona z Ashem. Przy takim rozwoju wydarzeń, plan 
traktowania go jak powietrze stanie się niewykonalny. Na szczęście, kiedy zobaczyłam naszego 
opiekuna z całym przekonaniem stwierdziłam, że brunet zejdzie na bok. Roderick- bo tak miał na 
imię chłopak, był niezwykle przystojny. Włosy w kolorze złocistego piasku, niebieskie oczy, a do 
tego oszałamiający uśmiech, no po prostu nie da się nie zakochać. Podszedł do mnie i ukłonił się 



















nisko  patrząc mi w oczy.
- Jak ci na imię?- spytał i ukazał swoje śnieżnobiałe zęby.








- Carmen. - podałam mu rękę lecz on zamiast ją uściskać, złożył na niej delikatny pocałunek 
nadal nie spuszczając ze mnie wzroku. Nie lubię takich staroświeckich zwyczajów, ale nie mogłam 
się oprzeć temu ujmującemu spojrzeniu błękitnych tęczówek. 

- Mnie też pocałujesz?- oczywiście cudowną chwilę musiał zepsuć Ash. Wyglądał komicznie, kiedy 
tak trzepotał rzęsami  i wpatrywał się w Roderica podsuwając mu swoją rękę. Spojrzałam na 
blondyna i gdy dostrzegłam jego zmieszanie, nie wytrzymałam i wybuchnęłam głośnym śmiechem. 
Chłopcy spojrzeli na mnie zszokowani, a ja zaczęłam się zataczać nie mogąc powstrzymać głupiego 
chichotania. 
Ash podszedł do mnie i sprawdził, czy nie mam przypadkiem gorączki. Czułam się tak lekko, chyba 








to powietrze zaczęło na mnie wpływać. W końcu się powstrzymałam i przeprosiłam za ten 
nieoczekiwany wybuch. Miałam nadzieję, że Roderick nie zmienił przez to nastawienia do mnie. Na szczęście ten uśmiechnął się tylko i podał mi swoje ramię, które ujęłam. Skierował nasze kroki w kierunku wybiegów, a Ash podreptał za nami. Pierwszy raz nie zastanawiałam się o czym myśli. 


         Było ciepło, a ja zaczęłam odczuwać gorąc w wełnianym swetrze, niestety nie mogłam go zdjąć, 
ponieważ nie miałam nic pod spodem. W pewnym momencie zatrzymaliśmy się przed jednym z wybiegów. Nie dostrzegłam żadnego zwierzęcia.
- Więc mówisz, że cechuje cię pantera?- zapytał Rod przyglądając się mojej figurze.
- Na to wygląda. - odrzekłam ostrożnie, nie podobało mi się w jaki sposób patrzył, na niektóre 
elementy mojego ciała. Zaczynał mnie drażnić, bardziej niż Ash. A właśnie, gdzie on się podział?
- Twój chłopak najwyraźniej postanowił nas opóścić.- oznajmił blondyn gwałtownie napierając 
swoim ciałem na mnie i dociskając mnie do ściany ogrodzenia. Błądził rękoma po mojej figurze, 
obleśnie się przy tym uśmiechając. Podciągnął mi sweter i zaczął podjeżdżać ręką coraz wyżej.   
        Momentalnie nabrałam obrzydzenia do człowieka, z którym jeszcze przed chwilą wiązałam  "poważne" plany. Zabawne, jak wszystko może się zmienić w jednej chwili. Łatwo dałam uśpić swoją czujność - za łatwo, ale jeszcze nic straconego.
- To nie mój chłopak.- warknęłam z całej siły kopiąc go w krocze. Blondyn zasyczał z bólu i skulił się na ziemi. Stanęłam nad nim i z pogardą splunęłam tuż przy jego twarzy.
- Jeszcze raz mnie dotkniesz, a przysięgam, że w życiu nie będziesz miał dzieci.-warknęłam, ale tym razem zabrzmiało to inaczej. Poczułam ból w zębach, a kły zaczęły pulsować i wydłużać się. Przejechałam po nich językiem. Ostre. To oznaczało, że właśnie zostałam wyprowadzona z 
równowagi. Witaj Patronie! Ciekawe jak wyglądam? Podobno kolor oczu miał się zmienić tak jak 

podczas używania Żywiołu. Teraz to musiałam wyglądać nieziemsko.
- Widzę, że dużo mnie ominęło.
 Po drugiej stronie jęczącego blondyna, stanął Ash z garścią jabłek w ręku.
- Gdzie ty byłeś?!
- Zgłodniałem.- odparł i spojrzał na chłopaka klęczącego u jego stóp, skrzywił się zapewne już 
wiedząc jak go potraktowałam. 
- Zasłużył chociaż?- spytał głupio.

 - Nie! To jedno z moich hobby, chcesz się załapać? - spytałam zirytowana.
- Sadystka.- oznajmił jak gdyby nigdy nic.
- Nie dziwi cię mój wygląd?- zmieniłam temat.
- Trochę, ale domyślam się, że cię wkurzył.- odparł niwzruszony, przygryzając jabłko.
- Błyskotliwy jesteś.- odparłam z sarkazmem trochę się uspokajając. Zęby zaczęły się chować, a oczy powróciły do normy. Dlaczego nie potrafiłam się tak zdenerwować, na pewnego palanta, który 
co dzień gra mi na nerwach? Dlaczego pojawienie się właśnie tego palanta spowodowało, że się 

uspokoiłam? Coś się działo, coś złego i to ze mną.
- No więc, co zrobił?- spytał nie ukrywając zaciekawienia.
- Wpychał łapy tam gdzie nie powinien.- spojrzałam na nieszczęśnika i doszłam do wniosku, że 
chyba zemdlał. Ciekawe czy z bólu? Zastanawiałam się dlaczego Ash milczy, więc zwróciłam głowę 
w jego kierunku. Zamurowało mnie. Brunet wpatrywał się pogardliwym spojrzeniem w 
nieprzytomnego chłopaka. Jego Patron dał o sobie znać i spostrzegłam charakterystyczny kolor 
oczu. W końcu się opanował i jak gdyby nigdy nic uśmiechnął się przyjaźnie, po raz kolejny 
wprawiając mnie  w osłupienie. Może jednak to nie ze mną było coś nie tak? Postanowiłam, że 
jeszcze dzisiaj się nad tym zastanowię.
- Gratuluję, udało ci się zaskoczyć demona.- przemówił.
- Demona?- spytałam zszokowana.
- Przecież mówię, ale spokojnie...głupi ma zawsze szczęście.- uśmiechnął się kpiąco i rzucił do 
ucieczki, a ja podążyłam za nim w szaleńczym tempie. Nie wiedziałam, że jestem taka szybka.



Mimo wszystko, nie dałam rady go dogonić. 




Rozdział fatalny, przynajmniej dla mnie. Moja wena strajkuje, nie wiem kiedy kolejna część.
Chciałabym wam podziękować, że w ogóle macie ochotę czytać mojego bloga. Dziękuję ;)



9 komentarzy:

  1. No co Ty, fajnie jest ;) Wreszcie pokazują się cechy Carmen. Sądzę, że to raczej z Ashem jest coś nie tak. Myślę, że na farmie jeszcze sporo się będzie działo. Niech ta Twoja wena przestanie strajkować i pisz jak najszybciej!
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział wcale nie jest fatalny! Ja jestem nim zachwycona. Twoje opowiadanie ma naprawdę niepowtarzalny klimat ;)
    Ach, więc cechy Carmen ujawniały się już wcześniej? To chyba znak, że ma w sobie ogromną moc. Wiążę z tym wyjazdem na farmę wiele nadziei - mam nadzieję, że dużo się jeszcze wydarzy. Roderick wydawał mi się, tak samo jak głównej bohaterce, naprawdę świetny, ale po paru minutach już kibicowałam Carmen, aby drugi raz zdzieliła go we właściwe miejsce. Wydaje mi się, że cechy Patrona pojawiły się u Asha przez to, iż sam miał ochotę skopać tyłek Rodowi za dotykanie Carmen. Robi się między nimi coraz goręcej ;D
    Czekam na ciąg dalszy! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. ZABIJĘ CIĘ ZA TO, ŻE UWAŻASZ TEN ROZDZIAŁ ZA FATALNY!
    I ZA TO, ŻE PISZESZ LEPSZE OPOWIADANIE OD MOJEGO!!!
    Bardzo dobrze piszesz, ale zdarzają ci się błędy ortograficzne, stylistyczne i interpunkcyjne.
    Przykłady masz tu wymienione:
    ,,(...) a ja podążyłam za nim w szaleńczym tępię." - tempie.
    ,,Kiedy już miałam zamiar odchodzić, z drugiej strony dobiegł mnie głos kobiety." - może lepiej byłoby odejść niż odchodzić?
    ,,Ostrożnie otworzyłam drzwi i przeszłam przez ciemne panele, a następnie usiadłam na skórzanym fotelu, który gestem mi wskazała." - jak można przechodzić przez panele? Czyżby była duchem? Raczej nie... na ciemnych panelach byłoby lepiej.
    *&^$@$#%#*($&#*&@#*$ NIE STAWIA SIĘ KROPEK W DIALOGU PRZED MYŚLNIKIEM! Wyjątki stanowią, kiedy piszemy co osoba robiła, np.: ,,-Który dzisiaj jest? - Dziewczyna weszła do kuchni." a w tym przykładzie nigdy nie stawiamy kropek ,,-Który dzisiaj jest? - spytała dziewczyna." Mam nadzieję, że rozumiesz mnie.
    ,,Było dość chłodno, a autokar, który miał nas zawieźć na pociąg się spóźniał." - Może pierwszy przecinek zmienić na kropkę? Po słowie pociąg powinien być przecinek, gdyż to wtrącenie. - ,,Było dość chłodno. Autokar, który miał nas zawieźć na pociąg się spóźniał."
    Nigdy nie piszemy więcej kropek niż TRZY! Nie może być nawet dwukropków. Oraz piszemy zawsze dużą literą po trzykropkach.
    Ehh... Błędów pewnie jest więcej, ale mi się nie chce już wymieniać wszystkich. Ogólnie nie jest aż tak źle. Mam nadzieję, że nie zrazisz się do mnie. Czasem potrafię kogoś dobić tym wytykaniem błędów, ale robię to rzadko :D

    Ps. Fajna muza :D

    OdpowiedzUsuń
  4. I zmień tą głupią czcionkę w komentarzach, bo prawie nic nie widać. I mam pytanko, czy będziesz mnie powiadamiać o nowych rozdziałach? Jeśli tak, to z góry dziękuję :3

    http://sekret-istoty.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, już cię lubię! ;)
      Dzięki za te miłe słowa i za ujawnione błędy. Uwierz, że moja polonistka dość często dostawała ataku, gdy sprawdzała moje prace xd Na swoje usprawiedliwienie chcę tylko powiedzieć, że ostatnio nie myślę podczas pisania. Nie wiem co się dzieję, ale mniejsza o to.
      Miło, że fabuła ci się podoba.
      Czcionkę już zmieniam, ... a podobała mi się :/. No, ale komfort dla oka jest ważniejszy ;)

      Oczywiście będę powiadamiała :3
      Pozdrawiam ^^

      Usuń
  5. Rozdział wcale nie był fatalny, mi bardzo się podobał, a w szczególności od momentu, w którym pojawił się w nim Ash. Nie wiem co takiego jest w jego postaci, że tak bardzo lubię, kiedy pojawia się w kolejnych rozdziałach, ale w każdym razie uwielbiam każde zdarzenie, w którym ten chłopak bierze udział. No cóż, nie dziwie się, że przez chwile u Asha były widoczne cechy jego Patrona. Po prostu był zły na Rodericka i nie dziwię się mu, skoro wyraźnie widać, że Carmen się mu podoba (i najwyraźniej z wzajemnością). Ciekawe tylko, że żadne z nich najwidoczniej nie chce zaakceptować tego faktu i Carmen uparcie nazywa Asha debilem, a on tymczasem biega za Patrice, chociaż właściwie może chce po prostu wzbudzić zazdrość w Carmen (jak typowy chłopak ;] ) W każdym razie czekam na ciąg dalszy z niecierpliwością i mam nadzieję, że twoja wena przestanie strajkować i już wkrótce pojawi się kolejny rozdział.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże, Ash mnie pociąga niesamowicie. Może dlatego, że trochę mi przypomina Damona Salvatore? ;>
    W każdym razie nie wiem czemu, ale śmiać mi się chciało, gdy biegła przez ten las ze łzami w oczach. Ona go kocha, naprawdę go kocha! :D
    Podobał mi się ten rozdział, sporo w nim uczuć naszej kochanej Carmen. Fajnie, że coś wrzuciłaś i że wena dopisuje! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Na Oceny Opowiadań pojawiła się ocena Twojego bloga.

    OdpowiedzUsuń