poniedziałek, września 30

Zawieszam .

     Z przykrością, chciałabym ogłosić, że zawieszam tego bloga. Jak widać straciłam wenę, nie wiem co dalej pisać i jak to pociągnąć.
 Teraz kiedy to czytam, wydaję mi się, że to było nieskładne. Każdy rozdział zapisany inaczej.
Możliwe, że wraz z zapisywaniem kolejnych kart worda wyrabiałam sobie charakter i styl pisania. I chyba już jestem gotowa na coś większego, na opowiadanie, które opracowałam w samych szczegółach, i które naprawdę do mnie przemawia. Dlatego zapraszam na mojego nowego bloga ' Spójrz w oczy nadziei' .
  To historia, w którą chcę wierzyć. I naprawdę mam nadzieję, że mi się uda.


http://spojrz-w-oczy-nadziei.blogspot.com/

sobota, grudnia 1

Rozdział 9


"Śmierć czeka każdego"





                 Pociąg. Jego miarowe dudnienie uspokaja mnie. Tak było zawsze. Pamiętam, że będąc dzieckiem to był mój ulubiony środek transportu. Pola i lasy przewijające się za oknem wzbudzały fascynację, a oczekiwanie na kontrolera biletów było najciekawszym zajęciem.
              Dzieciństwo. Było chyba najnudniejszym okresem w moim życiu, ale i jednocześnie najbezpieczniejszym. Beztroska, radość i idiotyczne wyobrażenia przyszłości. Zawsze myślałam, że będę sławna, że śmierć mnie nie dosięgnie. Przyjaciele zawsze będą mnie wspierać, a mężczyźni będą klękać u mych stóp.            Tak, nie ulega wątpliwości, że byłam bardzo ambitnym i naiwnym dzieckiem. 
    Byłam...

- Carmen, błagam odezwij się! Co tam się  stało?!
- Nic ci nie jest?
- Jak do tego doszło?
- Dlaczego poszłaś tam sama?!
- To nie twoja wina!
- Carmen, proszę...
  Głos Asha przebił się ponad wszystkie. Obok niego, wiernie czuwając stała Ann. Jeszcze kilka godzin temu, z nieskrywaną wrogością zapytałabym co tu robi?; i dlaczego jedzie z nami do domu. Ale teraz było mi to obojętne. Może dlatego, że liczył się tylko on? A może dlatego, że już się pogodziłam ze swoją porażką?  
       Mimo wszystko, zauważyłam, że w jego zachowaniu coś się zmieniło. Patrzył na mnie z troską.
    Tak jak mówiłam, jeszcze kilka godzin temu zachowałabym się inaczej niż teraz. Cieszyłabym się widząc swoje odbicie w jego czekoladowych tęczówkach. Jednak w tym momencie czułam tylko zimną obojętność. Dlaczego?
   Możliwe, że dlatego, iż kilka godzin temu moja przyjaciółka umierała na moich oczach...




     Kazali mi się przespać, odpocząć. Sami bardzo źle to przyjęli, wszyscy płakali. Jednak ja nie mogłam zasnąć. Za dużo widziałam...
    Wspomnienia sprzed kilku chwil zaczęły na mnie napierać. Zanikały i pojawiały się z jeszcze większą mocą, ukazując jeszcze więcej szczegółów.

      Było ich dwóch. Myślałam, że sobie poradzę, przecież z taką łatwością zabijałam ich braci niemal codziennie. Zmylili mnie. Czułam się zbyt pewnie, nawet nie uważałam za dziwne wysyłać tylko dwóch ludzi do zabicia dwóch demonów. Gdyby byli normalni, tacy jakich zabijałam na ulicach Londynu, to na pewno dałabym sobie radę! Dlaczego nie zauważyłam zmian jakie w nich zaszły?! Może wtedy byłabym bardziej przygotowana na to co mnie czeka.
   Przypomniałam sobie ostatnie minuty jej życia, a łzy same zaczęły spływać po policzkach. Zacisnęłam powieki. Musiałam dać upust emocjom. Pozwoliłam napływać wspomnieniom na nowo.


   Zaprowadzili mnie do opuszczonego magazynu. Od początku wiedzieli, że za nimi podążam, a ja ślepo wierzyłam, że ich zaskoczę. Założyli kajdanki na ręce Nel. Schowana za starymi skrzyniami zastanawiałam się dlaczego nie używa swojej mocy, przecież z łatwością by się ich pozbyła. Wtedy zauważyłam, że z pozoru zwykłe kajdanki mają dziwną czarną poświatę, szybko pojęłam, że to blokuje naszą Moc i osłabia nasz organizm. Nel nie mogła nic zrobić, sama musiałam się nimi zająć. Zawsze dobrze czułam się w walce, może sprawiała to moja wrodzona buntowniczość, a może mój długo skrywany Patron. Chwyciłam najbliżej leżącą zardzewiałą rurę i ruszyłam na pomoc przyjaciółce, jednak oni zdawali się tylko na to czekać.
    Poruszałam się szybko, zdecydowanie za szybko, żeby ludzki wzrok mógł uchwycić jakikolwiek ruch. Zbliżyłam się do najwyższego mężczyzny z karkiem drwala i zamachnęłam się celując w głowę. Metal głucho odbił się od jakiegoś żelastwa, którym chłopak błyskawicznie odparował mój atak. Oniemiała nie mogłam nic zrobić, kiedy jednym ruchem wybił mi broń z ręki. Rura odbiła się od ściany i upadła dobre sześć metrów ode mnie. Mogłabym ją zabrać, gdyby drugi z porywaczy nie zaszedł mnie z drugiej strony. Nie miałam czasu do zastanawiania się jakim cudem zrobił to tak szybko, bo właśnie dusił mnie od tyłu jakimś metalowym drążkiem. Zaparłam się i próbowałam się szarpać, ale wiedziałam, że nic mi to nie da. Energicznym ruchem wbiłam mu łokieć w brzuch. Chłopak zgiął się w pół i zaczął siarczyście klnąć. Wykorzystałam zamieszanie i podbiegłam po broń łapiąc po drodze drążek, którym mnie przyduszał. Nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo w tej chwili bolała mnie krtań, facet musiał mi coś uszkodzić. 
      Po raz kolejny zamierzyłam się na wyższego z przeciwników i tym razem powaliłam go kopniakiem w żebra, zatoczył się i upadł na ścianę. Póki jednego miałam z głowy, chciałam się zająć drugim, ale nigdzie go nie widziałam. Nie miałam czasu sprawdzać czy gdzieś tu jest. Szybko podbiegłam do Nel, która leżała twarzą zwróconą ku ziemi, te kajdanki ją tak osłabiały. Chwyciłam za łom, który leżał niedaleko i rozwaliłam ten diabelski wynalazek, modląc się jednocześnie by nie uszkodzić jej rąk. Pomogłam jej wyswobodzić się z resztek żelastwa, uważając by tym samym go nie dotknąć i spróbowałam ją unieść. Musiałyśmy się stąd wynosić.         Nogi dziewczyny ugięły się i całym ciałem naparła na mnie, posyłając nas na ziemię. Brunetka nie była w stanie otworzyć do końca oczu. To coś co miała na rękach, zabrało jej więcej siły niż przypuszczałam. Usiadłam i patrzyłam jak z wielkim wysiłkiem szuka czegoś w kieszeni, podczas gdy ja rozglądałam się ze zdenerwowaniem. Ten koleś mógł wrócić w każdej chwili. Wyjęłam szybko telefon i wykręciłam numer do Sam. Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam?
- No co tam, Carmen? Śpieszcie się, zaraz mamy pociąg...
- Sam, błagam nie mam czasu. Musisz odszukać mnie i Nel, Agencja nas dopadła, nie wiem gdzie jesteśmy, szukaj nas za pomocą węchu, błagam pośpiesz się - mówiłam coraz szybciej i z coraz większą paniką, gdy usłyszałam, a właściwie poczułam zbliżających się tu ludzi. Było ich pięciu, a może sześciu, nie miałam czasu na dokładne obliczenia. Szli tu po nas. Spróbowałam jeszcze raz podnieść Nel, ale skończyło się to tak jak za pierwszym razem. Tyle, że po tym upadku nie mogłam złapać tchu, zaczęłam spazmatycznie łapać powietrze, a brunetka leżała przede mną nadal próbując coś znaleźć. Złapałam się za gardło i zaczęłam pluć krwią. Jeśli chodziło o obrażenia wewnętrzne, to goiły się one dłużej niż te zewnętrzne, nawet w przypadku demonów.
    W końcu mój oddech się wyrównał, ale wrogowie byli tylko przecznicę dalej. Za chwilę się tu dostaną. Szybko przestudiowałam całą sytuację i doszłam do wniosku, że nie dam rady nieść Nel, będę musiała walczyć i poczekać na przybycie przyjaciół. Miałam tylko nadzieje, że brunetka dotrwa do tego czasu...
     Stanęłam na przeciw wejścia, do którego zmierzali przeciwnicy, teraz wyczułam, że jest ich jednak pięciu. Otoczyli cały magazyn, a ja nie wiedziałam, z której strony padnie pierwsze uderzenie, dlatego oglądałam się niespokojnie na wszystkie strony jednocześnie osłaniając ciało Nel, które leżało u moich stóp.        Zauważyłam, że trzyma coś w dłoni. 
         Właśnie miałam zapytać co to jest, gdy szyba za mną pękła posyłając w moim kierunku odłamki szkła. Kilka z nich drasnęło moje ramię, a jeden wbił się w nogę. Nie zwróciłam na to uwagi, za bardzo skupiona na przeciwnikach, którzy wtargnęli do pomieszczenia otaczając mnie z każdej strony.           
     Ze zgrozą zauważyłam co trzymają w rękach. Diable Szkło. Wyglądało inaczej niż sobie wyobrażałam. Tak naprawdę wyglądało jak zwykły miecz z czasów średniowiecza, ale gdy się mu bardziej przyjrzało, zauważało się taką samą ciemną poświatę jak w przypadku kajdanek. 
        O Boże, kajdanki były zrobione z Diablego Szkła! Ta myśl zmroziła mi krew w żyłach. Nel nie miała szans, tego nie da się uleczyć. Łzy wściekłości zapiekły mnie w oczy. Jak mogli?! Jak mogli zrobić to mojej przyjaciółce?!
     Poczułam jak krew we mnie wrze, Patron zaczął się ujawniać. Oczy zmieniły kolor, a włosy samowolnie zaczęły się unosić. W każdej komórce ciała czułam moc. Popatrzyłam na każdego z nich, na ich wykrzywione w szyderczym uśmiechu twarze. Wyprostowałam się i skupiłam energię w dłoni. Zieleń rozświetliła pomieszczenie. Z mojej ręki wystrzelił słup mocy i sięgnął najbliżej stojącego mężczyzny, wbijając mu się w pierś. Chłopak padł martwy, a moc wróciła do mojej ręki. Znów spojrzałam na każdego z nich, tym razem patrzyli przerażeni. Poczułam zimną satysfakcję i uśmiechnęłam się pod nosem. 
       Kątem oka zauważyłam, że jeden z nich zachodzi mnie od tyłu.  Zamachnęłam ręką i silny powiew wiatru rzucił chłopakiem o ścianę. Krąg, który utworzyli przeciwnicy zaczął się zacieśniać. Napierali na mnie z każdej strony. Zamknęłam oczy i skupiłam się na energii, która mnie otaczała. Robiłam to podczas wolnych dni na ranczu. Włosy uniosły się w górę, a z całego mojego ciała buchnęła moc, która posłała przeciwników na ściany jednocześnie ich tam przytrzymując. Szarpali się i walczyli, ale na razie nie mogli nic zrobić. Moc powoli mnie opuszczała, zużyłam za dużo energii. Upadłam na kolana tuż przy ledwo oddychającej Nel. Spojrzała na mnie z uśmiechem i otworzyła usta, żeby coś powiedzieć. Dopiero za drugim razem udało jej się wydobyć dźwięk.
- Jestem z ciebie dumna, to...to było niesamowite. Żałuje, że już nigdy tego nie zobaczę.
- Nel, przestań... n-nie mów tak. - Słone łzy leciały po moich policzkach, jedna po drugiej, kapiąc na rękę brunetki.
- Carmen, musisz coś dla mnie zrobić. - Mówiła cicho i z wielkim trudem, ale uśmiechała się. 
      Nadal przytrzymywałam wrogów siłą woli, ale moja moc się wyczerpywała. Każdy miał jakieś ograniczenia. Słabłam, ale miałam nadzieję, że Sam i reszta niedługo się zjawią. Cholera, niech się pośpieszą!
     Brunetka otworzyła powoli dłoń, widziałam, że nawet taka czynność sprawiała jej ból, ale trzymała się twardo. Ta mała istotka, która zawsze bała się odezwać, bo obawiała się odrzucenia teraz uśmiechała się będąc na pograniczu śmierci. Serce zabolało mnie jeszcze bardziej, wiedziałam, że już nic nie da się zrobić. Ona tu umrze. Już nigdy nie usłyszę żadnej z jej opowieści, które znajdowała w starych książkach na strychu. Już nigdy nie zobaczę jej nieśmiałego uśmiechu i tego gestu gdy onieśmielona spuszczała głowę. Moja przyjaciółka tu umrze, a ja nic nie mogę z tym zrobić. Dlaczego, dlaczego ...
 - Carmen, przestań. - Spojrzałam na nią, oddychała z coraz większym trudem. Wyciągnęła rękę w moją stronę i wręczyła mi długi wisiorek z czarnym krzyżem ozdobionym białymi diamencikami.
- Proszę, ... noś to...cały czas na szyi, proszę. Zrób to ... dla mnie i ... i obiecaj, że przeżyjesz.
- Dobrze, o-obiecuję - załkałam i złapałam ją za rękę. Uścisnęła mnie delikatnie, a po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. Łza pożegnania.
         Zamknęła oczy i odeszła. Odeszła z uśmiechem na ustach...





    Nie wiem co działo się później, prawdopodobnie zemdlałam z wycieńczenia. Agencja musiała uciec, gdy spostrzegli moich przyjaciół, nie wiem co zrobili z ciałem Nel. Jhon stwierdził, że zabrali je ze sobą. Nie chciał powiedzieć mi nic więcej, ale wiedziałam o czym myśli. Agencja będzie robiła badania na ciele mojej przyjaciółki. Chcą nas lepiej poznać, żeby wiedzieć jak z nami walczyć. Nie potrafię tego zaakceptować. Nie mają prawa robić cokolwiek z Nel!

   Przyjrzałam się wisiorkowi, który podarowała mi przyjaciółka. Skąd go wzięła? Czy to przez to maleństwo całe dnie spędzała nad książkami? Założyłam go delikatnie na szyję. Był dość długi, dlatego znikał za koszulką. Nigdy go nie zdejmę. Obiecałam coś Nel i mam zamiar dotrzymać słowa.
      Usiadłam. Byłam w pociągu. No tak, wracaliśmy do domu. Z dziesiątki wróci tylko dziewiątka. Tym razem powstrzymałam łzy. Wyjrzałam przez okno i wypatrywałam krów pasących się na łące. Zastanawiałam się dlaczego czuję się tak dziwnie. Już nie chodzi o stratę bliskiej osoby, tylko o dodatkową pustkę. I wtedy pojęłam w czym rzecz.
     Razem z Nel odeszło poczucie bezpieczeństwa. 


   Oparłam się wygodnie o fotel i przymknęłam powieki wsłuchując się w odgłosy starej maszyny. 
Pociąg. Jego miarowe dudnienie uspokaja mnie.








                                                                ***

No dobra, akcja zaczyna się rozkręcać. Mam nadzieje, że choć trochę wzruszyliście się na tym rozdziale. Musze poćwiczyć z takimi opisami, bo nie wychodzą mi tak jakbym chciała :/

Nie wiem, kiedy będzie kolejny rozdział. Nie piszę systematycznie, po prostu kiedy nawiedzi mnie wena. Stwierdziłam, że to dużo prostsze i wygodniejsze. ;)

   

czwartek, listopada 22

Liebster Award




        Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań od osoby, która Cię nominowała.  Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.


              Nominacje dostałam od bloga : http://zahipnotyzowanaja.blogspot.com/ 



    Nie do końca wiem o co w tym dokładnie chodzi, ale mimo wszystko bardzo dziękuję.




    Pytania, które zostały mi zadane:


  1. Dlaczego zaczęłaś prowadzić bloga?
  2. Jakie są twoje zainteresowania?
  3. Największe twoje talenty?
  4. Co wywołuje u ciebie największy uśmiech?
  5. Jakiej słuchasz muzyki?
  6. Jak wpadłaś na pomysł fabuły twojego opowiadania?
  7. Przy czym najchętniej się odprężasz, odpoczywasz?
  8. Jeżeli masz rodzeństwo, to co w nim kochasz, a jeśli nie to, czy chciałabyś je mieć i jak wygląda twoje wymarzone?
  9. Najfajniejszy serial jaki oglądałaś?
  10. Ulubiony autor/ autorka książek?
  11. Co cenisz najbardziej w swoim życiu?


      Moje odpowiedzi:

  1. Zawsze  pisałam opowiadania dla siebie, gdzieś w zeszycie, ale nigdy ich nie doprowadzałam do końca. Chyba dużo osób tak robi. Dlatego postanowiłam napisać choć jedną historię, którą zakończę. Poza tym chciałam zobaczyć czy moje wypociny są warte uwagi. ;)
  2. Głównie sport, a dokładnie piłka nożna. Na boisku jestem zupełnie innym człowiekiem, lubię to uczucie kiedy liczy się tylko piłka. Czuję wtedy wolność. Oprócz sportu,  jeszcze dużo czytam.
  3. Nie sądzę, żebym była jakoś wyjątkowo uzdolniona. Nie myślałam nad swoimi talentami, naprawdę nie wiem co mogę tutaj napisać.
  4. Szczęście bliskich. Zawsze się szczerze jak głupia gdy widzę jak moi przyjaciele robią coś co kochają. Uśmiecham się jeszcze gdy widzę słodkie, małe zwierzątka, ale chyba każdy tak reaguje ;)
  5. Różnie. Nie mam jakiejś ulubionej. Po prostu słucham tego co mi wpadnie w ucho ;)
  6. Pomysł przyszedł sam, zawsze tak jest. Chociaż w sumie, moją inspiracja była książka " Dziewczyny z Hex Hall".  Po przeczytaniu jej, bardzo spodobały mi się postacie demonów. 
  7. Przy muzyce, przy dobrej książce bądź ciekawym filmie.
  8. Mam brata i nie mogę powiedzieć, że jest idealny. Chyba kocham go za to jaki jest. Zawsze można się z nim powygłupiać. Ale podkreślam - nie jest idealny. To małe zło !! xd
  9. Chyba "Zaklinaczka Dusz", choć nie oglądam za dużo seriali.
  10. Julie Kagawa. Kocham wszystko co wyszło spod jej pióra, a w szczególności "Żelaznego Króla".
  11. Bez wątpienia przyjaciół, gdyby nie oni mój świat byłby nudny i monotonny. Gdy są przy mnie, to wiem, że nie będę się nudzić ;D

               
                Pozostaje mi tylko nominować blogi :



                   A oto pytania dla was :

  1. Co było inspiracją do napisania opowiadania?
  2. Co lubisz robić w wolnym czasie?
  3. Jaki tytuł nosi Twoja ulubiona książka?
  4. Jakie rodzaje historii najbardziej lubisz? Fantastyka, kryminał... itd.
  5. Czym się kierujesz zaczynając pisać rozdział?
  6. Jak brzmi Twój ulubiony cytat?
  7. Ile aktualnie prowadzisz blogów? I czy planujesz następne?
  8. Jakie masz plany na przyszłość? Kim planujesz zostać itp.?
  9. Ulubiony kolor?
  10. Jak nazywa się Twoja ulubiona piosenka?
  11. W jakim wieku zaczęłaś pisać opowiadania?



   No to na tyle. Życzę powodzenia w odpowiadaniu ! Gratuluję nominacji, wybrałam wasze blogi, dlatego, że lubię je czytać i według mnie zasługują na nagrodę, choćby w formie tej nominacji. ;)

piątek, listopada 2

Rozdział 8




"Powrót"




   Jak nazwać uczucie, które nie chce cię opuścić a tylko dręczy na każdym kroku?
Smutkiem? Być może, ale to mało powiedziane. To uczucie bardziej przypomina dół, do którego wpadłam i coraz bardziej w nim grzęznę. Chyba tak wygląda depresja...
    Irytujące zważając na fakt przez kogo w nią popadłam. Chłopak, który jeszcze kilka dni temu był mi zupełnie obcym człowiekiem, teraz stał się sprawcą gorzkich łez. Łez wywołanych czymś jeszcze bardziej idiotycznym. Czymś co zwą miłością...
     Tak. Przyznałam się do tego, bo niby czemu mam okłamywać samą siebie? Co prawda, próbowałam, ale z marnym skutkiem, więc doszłam do dość oczywistego wniosku - kocham go, ale mu tego nie powiem.


    Całą poprzednią noc spędziłam na przetwarzaniu zebranych informacji.
  1.  Kocham Asha.
  2.  Ash kocha Ann.
  3.  Ann kocha Asha.
Wniosek: Jestem tylko zbędnym kołem. Powinnam się poddać i zachowywać jak zawsze. Ta, łatwo powiedzieć...







***



    Dlaczego tu jest tak gorąco?!
Właśnie stoję przed jednym z wybiegów, bo ktoś w dość dziwny sposób poprosił mnie o spotkanie. Otóż zaraz po wyjściu spod prysznica znalazłam niewielki liścik wciśnięty pod drzwi od pokoju. W treści było podane tylko miejsce i godzina. Żadnego podpisu, nawet daty musiałam się domyślać.
     Przez jeden głupi ułamek sekundy myślałam, że to Ash chce się ze mną zobaczyć, ale szybko oprzytomniałam. Musiałam powrócić do normalności za wszelką cenę, a tego typu fantazję w żaden sposób mi nie pomagały.

- Jednak przyszłaś.
 Tuż za mną rozległ się dźwięczny głos.Odwróciłam się i ujrzałam moją nową znajomą odzianą w uroczą sukienkę w kolorze lilii. Było by szkoda, gdyby się ubrudziła...
    Więc to ona, ale czego ode mnie chciała? Jakoś denerwował mnie jej widok. Ach, ta zazdrość...
- Szkoda, że wczoraj z nami nie poszłaś. Ash jest naprawdę uroczy, a do tego potrafi być taki szarmancki. - Uśmiechnęła się z wyższością, a ja posłałam jej chłodne spojrzenie.
- Tylko po to mnie tu sprowadziłaś? Żeby powiedzieć mi o czymś o czym wiem już od dawna? - Uśmiechnęłam się uprzejmie. Skoro dziewczyna chciała wojny, to będzie ją miała.
- Nie. - Zmroziła mnie wzrokiem. - Chyba nie masz jeszcze przydzielonego zwierzątka, nie? 
  Otworzyła furtkę jednym z kluczy i weszła na wybieg, a ja podążyłam za nią.
Wyglądał dość dziwnie, na jego terenie znajdowały się tylko dwa drzewa, kilka skał i mini jeziorko. Jak na moje oko nie było tu żadnego zwierzęcia.
   Wtem coś wskoczyło mi na plecy. Coś ciężkiego i warczącego. Instynktownie odbiłam się od ziemi i w zadziwiającym tępię przeskoczyłam na druga stronę wybiegu, automatycznie przybierając pozycję drapieżnika szykującego się do ataku. Czułam jak każdy z moich mięśni się napręża. Swoją drogą miałam tych mięśni całkiem sporo jak na człowieka. A no tak, jestem demonem. 
   Kilka metrów ode mnie stał dorosły i zapewne doświadczony samiec pantery. On także przybrał agresywną postawę. Jakiś czas w napięciu mierzyliśmy się wzrokiem, aż w końcu ten zaatakował. Jednak to ja okazałam się szybsza i  w odpowiednim momencie uskoczyłam w bok. Pantera zaatakowała po raz drugi i tym razem sięgnęła mnie łapą, w wyniku czego na moim prawym policzku pojawiła się głęboka rysa.
      Kątem oka zauważyłam, że na wybieg wchodzą pracownicy i próbują złapać mojego napastnika. Postanowiłam im trochę pomóc i szybko wskoczyłam na siatkę ogrodzenia, czym zagoniłam zwierzę w pułapkę, gdyż treserzy otoczyli je z dwóch stron. Pogratulowałam sobie pomysłowości i bezpiecznie przeszłam przez ogrodzenie kierując się w stronę domu.
    Podczas tej nieoczekiwanej walki czułam tylko chłodne opanowanie i pewność zwycięstwa. W tamtej chwili musiało obudzić się we mnie zwierzę. W końcu zrozumiałam kim tak naprawdę jest Patron. Jest przyjacielem i częścią mnie. Teraz wiedziałam, że mogę mu ufać.
     Tak bardzo zagłębiłam się w swoich przemyśleniach, że nawet nie zauważyłam depczącej mi po piętach Ann.
- Boże, przepraszam. Naprawdę nie wiem co się stało. Enrice był zawsze spokojny. -  Wyglądała na autentycznie przerażoną, ale pewnie dlatego, że gdyby coś mi się stało, wyleciałaby z roboty.
- Nie martw się. Działam tak na facetów. - Spróbowałam zażartować, ale ta chyba mnie nie zrozumiała. W życiu nie dogadam się z tą dziewczyną...
- Jesteś pewna, że nic ci nie jest?
- W stu procentach.
- To dobrze. Tylko nie wspominaj nic Nicol, po co ją martwić? - Uśmiechnęła się przerażająco sztucznie i skierowała swoje kroki w kierunku jednego z wybiegów. Wybiegu dla tygrysów...




   Gdy weszłam do salonu, twarze wszystkich z przerażeniem zwróciły się w moją stronę. Cholera, zapomniałam o ranie na policzku. Sam szybko do mnie podeszła oczekując wyjaśnień. Powiedziałam wszystkim, aby się nie martwili i wraz z rudowłosą udałam się do apteczki. Rozcięcie okazało się głębsze niż przypuszczałam, ale na szczęście byłam demonem. Za kilka minut po rysie nie będzie śladu.
      Opowiedziałam wszystko mojej przyjaciółce, zdobywając się nawet na odwagę i wyjawiłam jej swoje uczucia względem Asha.
      Skomentowała je krótkim tańcem triumfu i szerokim uśmiechem.
- Wiedziałam! Ja to po prostu czułam! Oj, złotko. Starej Sam nie oszukasz. Miłość to ja mam w jednym paluszku.
- Ale z czego ty się cieszysz?! To tragedia!
- O czym ty mówisz? - Spytała zdziwiona.
- Ashowi podoba się Ann. - Wyjaśniłam jej pokrótce jaką rolę pełnie w tym błędnym kole, niestety w połowie nam przerwano i musiałyśmy udać się na kolację.Mimo moich relacji, Sam nadal uważała, że będziemy razem. Co za uparta istota...




***

   Od tamtego dnia, starałam się unikać Asha. Świetnie się bawił w towarzystwie szatynki, więc cieszyłam się jego szczęściem... Och, kogo ja oszukuję? Tak naprawdę, życzyłam im bliskiego spotkania z nosorożcem. No cóż, nigdy nie byłam wyrozumiałym stworzeniem. 
   Ponieważ mój podopieczny mnie nie zaakceptował, całe dnie miałam wyłącznie dla siebie. Postanowiłam nie marnować tego czasu i zaczęłam ćwiczyć kontrolę nad Żywiołem. Szło mi całkiem dobrze, pomijając fakt, że wywołałam dwudniową burzę śnieżną. Przynajmniej klimat trochę się ochłodził.
    Z każdym dniem nabierałam wprawy i jako tako zaakceptowałam swoją Moc.






***

     W  końcu nadszedł dzień wyjazdu. Ze smutkiem żegnałam plaże, klify i poniektóre osoby.
    Na śniadaniu Nicol wygłosiła krótką przemowę, życząc nam tym samym szczęścia i bezpiecznej drogi powrotnej. Pół godziny później przy akompaniamencie słów typu "Będę tęsknić" lub "Zadzwonię" wyjechaliśmy z rancza spiesząc się na pociąg. Nie którzy z nas dość mocno przywiązali się do swoich podopiecznych, np. Luke chciał przemycić jednego z jastrzębi w plecaku.
    Nie mogłam strawić obecności Ann w autokarze. Szatynka postanowiła odwieźć nas, aż  na peron. 
     Przez ostatni tydzień kleiła się do Asha jak wyjątkowo nachalny rzep. A Ash, no cóż, zapomniał, że w ogóle istnieje osoba o imieniu Carmen. Mijał mnie na korytarzu, przebywając w tym samym pomieszczeniu nawet się słowem nie odzywał. Przez ostatni tydzień liczyła się tylko Ann. To ona siedziała z nim w stołówce, to ona chodziła z nim na spacery. Ann tu, Ann tam, wiecznie tylko ona. Mnie już nie było. I nie będę ukrywać, że dość często płakałam z tego powodu. To mnie po prostu przerastało.
      Gdyby nie Sam, która całymi dniami potrafiła ze mną siedzieć i mnie rozśmieszać, chyba bym oszalała z rozpaczy. Swój stabilny stan, powinnam chyba zawdzięczać także codziennym treningom z Żywiołem i Patronem, gdzie mogłam wyładować swoją frustrację.



    Podróż na peron okazała się krótsza niż przypuszczałam. Mieliśmy jeszcze godzinę do przyjazdu naszego pociągu, więc się rozdzieliliśmy. Sam, Jhon, Luke i Rob znaleźli salon gier i tam postanowili spędzić wolny czas, natomiast Tyler, Sabin i Patrice udali się w stronę centrum handlowego położonego po drugiej stronie ulicy. Swoją drogą, Patrice podczas tego wyjazdu była przerażająco miła, parę razy nawet rozmawiałyśmy o czymś innym niż ulubionym kolorze lakieru do paznokci.
     Ash i jego nowa "przyjaciółka" postanowili posiedzieć przez ten czas w kawiarni. Rzuciłam tylko okiem w ich kierunku i razem z Nel poszłyśmy poszukać sklepu z pamiątkami.
      Długi czas krążyłyśmy po mieście nie mogąc znaleźć nic takiego, aż w końcu zrezygnowane wylądowałyśmy na niewielkim placu, który pełnił rolę rynku. Wskazywała na to okazała fontanna położona po środku placu i rząd ławeczek ustawiony wzdłuż linii drzew. Usiadłyśmy na jednej z nich dysząc ze zmęczenia.
- Mam dość! - Sapnęła Nel wachlując się ręką.
    Było strasznie gorąco i przez moment zastanawiałam się, czy mogłabym znowu wywołać nawałnicę, ale szybko odrzuciłam ten pomysł. Co by ludzie powiedzieli na widok białego puchu, o tej porze roku?
- Mam ochotę na coś chłodnego - powiedziałam dostrzegając po drugiej stronie ulicy, budkę z lodami. - Jaki chcesz smak? - spytałam gdy Nel podążyła za moim wzrokiem.
- Truskawkowy.
- Dobra, zaraz wracam.
   Szybko przebiegłam przez plac i ustawiłam się w kolejce. Stąd nie mogłam dostrzec co robi moja przyjaciółka, gdyż zasłaniały mi ją gęste korony drzew. Ja na jej miejscu popływałabym w fontannie. Ale to ja.
    Przede mną stał spory tłumek ludzi, więc doszłam do wniosku, że trochę sobie poczekam.
     Spacerując z Nel, zauważyłam, że dziwnie się zachowuje.Już kilka razy przyłapałam ją na gorączkowym rozmyślaniu nad czymś. Marszczyła wtedy brwi i uporczywie wpatrywała się w jakiś punkt przed sobą. Parę razy próbowała też ze mną porozmawiać, ale zawsze w najważniejszym momencie zmieniała temat. Coś ją gryzło, a ja nie chciałam naciskać. Wierzyłam, że powie mi wszystko kiedy będzie gotowa.
       Teraz sobie przypomniałam, że na ranczu widywałam ją tylko podczas posiłków. Sabin mówiła, że brunetka całe dnie spędza na strychu w towarzystwie swojego podopiecznego i przegląda jakieś papiery.
     Dlaczego Nel poświęciła całe wakacje na ślęczeniu przy makulaturze?  Co tam było takiego ciekawego, że aż tak ją pochłaniało? I czemu siedziała tam z odpowiednikiem swojego Patrona?
      Nagle przed oczami stanęła mi Nicol, która kilka dni temu postanowiła poopowiadać mi trochę o Patronach. Twierdziła, że feniksy to ponad przeciętnie inteligentne i spostrzegawcze stworzenia. Może Nel coś odkryła? Coś co nie daje jej spokoju. Muszę ją o to zapytać.
       Zapłaciłam za lody i wróciłam na rynek, jednak nigdzie nie dostrzegłam brunetki. Coś mi tu nie pasowało. Nel na pewno by mnie nie zostawiła, Sam czy Jhon owszem, ale nie Nel.
        Zaniepokojona postanowiłam zdać się na swojego Patrona i uaktywniłam zmysł węchu. Długo to ćwiczyłam, więc byłam niezła. W jednej chwili poczułam znajomy zapach mojej przyjaciółki. Napływał on z zachodu, więc ruszyłam w tamtym kierunku. Zmusiłam swoje nogi do maksymalnego przyspieszenia. Mijani przeze mnie ludzie rozmywali się jak drzewa obserwowane przez szyby jadącego samochodu. I tak jak podczas jazdy samochodem, zaczęło mi się robić niedobrze, więc odwróciłam wzrok. 
          Zaczęłam się jeszcze bardziej niepokoić, gdy odkryłam, że Nel cały czas się przemieszcza i to znacznie szybciej niż ja. Ona sama z siebie nie mogła by tak szybko biec. Coś było nie tak.
           Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że skupiam się tylko na jej zapachu. Dlaczego w takich chwilach nie potrafię logicznie pomyśleć? Szybko rozszerzyłam zakres węchu i spanikowana przyspieszyłam. Ktoś był z nią. Dwaj mężczyźni. Śmierdzieli krwią moich braci. Błyskawicznie pojęłam, że mam do czynienia z agencją. 
   O Boże! Nel...




Dziękuję, że są osoby, które czytają mojego bloga. Cieszę się, że jesteście. <3





wtorek, października 9

Rozdział 7

"Wycieczka"




       Słońce świeciło niemiłosiernie, nie byłam przyzwyczajona do takiej pogody. Londyn to jednak deszczowe miasto. Stałam na niewielkim wzgórzu, po raz kolejny rozmyślając o swoim życiu. Zaczęłam sobie uświadamiać, że nie będę wstanie założyć normalnej rodziny, nigdy też nie poczuję, jak to jest obudzić w sobie instynkt macierzyński. Prawdą jest, że mam na to całą wieczność. W końcu jako pół-demon będę żyć do czasu, aż ktoś z Agencji przebije mi serce Diablim Szkłem. Nie wyobrażałam sobie życia, w którym opiekuję się dzieckiem, a następnie tymi samymi rękoma, którymi jeszcze przed chwilą przewijałam mu pieluchę, zabijam jakiegoś człowieka. Oczywiście jest szansa, że wygramy wojnę z Agencją, ale może to potrwać całe wieki i kto wie jaka wtedy będę...
Była dopiero siódma rano, ale słyszałam jak przy stajniach i klatkach tworzy się ruch. To chore, żeby wstawać o tak wczesnej porze. Oczywiście ja to co innego, zrobiłam to z własnej woli, ale oni wstają, aby pracować. Właśnie przyglądałam się, jak jeden z pracowników nie może sobie poradzić z uspokojeniem wyjątkowo niesfornego lwiątka, gdy usłyszałam za sobą odgłos łamanej gałęzi. Wystraszona podskoczyłam i odwróciłam się gwałtownie. Dokładnie za mną stał niebieskooki blondyn, któremu wczoraj dość brutalnie dałam do zrozumienia, żeby lepiej się do mnie nie zbliżał. Uśmiechnął się niepewnie i przeczesał dłonią włosy. Cholera, nawet po tym co mi zrobił wydawał się zabójczo przystojny.
-Czego chcesz? - warknęłam.
-Przeprosić.
-Aha, no to będziesz się musiał postarać - odparłam, patrząc mu w oczy.
Odchrząknął i przemówił.
- No więc, przepraszam za swoje zachowanie, ale wiesz, czasami zwierzę bierze nade mną górę. - Uśmiechnął się znacząco, a ja miałam ochotę jeszcze raz go znokautować. Muszę go poznać z Ashem, jestem pewna, że by się dogadali...
- W porządku, ale wolałabym, żebyś mi się nie pokazywał na oczy - rzuciłam i zbiegłam z górki, kierując się w stronę domu.





-A jak cię ładnie poproszę?
-Ty nie umiesz ładnie prosić.
Byłam już po śniadaniu i siedziałam w salonie z moją trzepniętą przyjaciółką. Pokój był znacznie mniejszy niż nasz w Londynie, ale za to przytulniejszy. Kolorowe i trochę tandetne tapety w fiołki pomniejszały pomieszczenie optycznie, a naprzeciw kolorowej kanapy, na której siedziałyśmy stał kominek. Niestety nieużywany, gdyż przy takiej pogodzie nie był potrzebny. Rudowłosa już dobre pół godziny przekonywała mnie do wspólnego wypadu na klify.
-Przecież kochasz naturę. A poza tym, wyobrażasz sobie jaki to będzie wspaniały widok, kiedy staniemy razem nad samą przepaścią?
-Ta, ale jest strasznie gorąco i nie chcę dostać udaru... - odparłam, wachlując się znacząco ręką.
-Ile jeszcze razy mam ci powtarzać, że jesteś demonem i dla ciebie nie istnieje coś takiego jak udar? - spytała, chcąc mnie zabić wzrokiem.
-Dobra, niech ci będzie. - W końcu uległam.


     Myślałam, że to będzie wypad tylko naszej dwójki, taki babski spacerek. Ploteczki, wspominanie dawnych czasów, i tak potem. Tymczasem w drodze do drzwi wyjściowych, od których dzieliło nas zaledwie kilka metrów, Sam zdążyła zaprosić Sabin, Jhona i ku mojemu zgorszeniu - Asha. Tak więc całą piątką ruszyliśmy w kierunku lasu. Tak jak przewidywałam, upalna pogoda dawała się we znaki, już po paru metrach czułam kropelki potu występujące mi na czoło. Jhon i Sam ochoczo wspinali się coraz wyżej i dalej, Sabin zniknęła gdzieś rozglądając się za, jak to określiła "poszlakami dawnych cywilizacji". Życzyłam jej tylko powodzenia, wątpiąc, aby znalazła cokolwiek takiego.
      Ja i Ash szliśmy w ciszy, nie do końca wiedziałam jak zacząć z nim rozmowę. Jeszcze wczoraj byłam pewna, że mnie poprze i oznajmi, iż nie wierzy w moją Moc, ale czy to by mnie uszczęśliwiło? Taka banalna odpowiedź? Przecież wiem co widziałam, czuję tą Moc w sobie, chyba nie powinnam jej ignorować, prawda? Oh, im więcej myślę, tym więcej mam wątpliwości. Irytujące. W końcu zdobyłam się na odwagę.
-Hm, Ash? - zaczęłam niepewnie.
-Tak? - spytał lekko roztargniony.
-Co sądzisz o mojej mocy? To znaczy, wierzysz w nią..., we mnie? - Uświadomiłam sobie jak idiotycznie to zabrzmiało i miałam ochotę się udusić. Co on sobie teraz pomyśli? A zresztą, co mnie to obchodzi? Tak, to dobra postawa...
-Co masz na myśli?

-Chodziło mi raczej o to, że jeszcze ani razu nie wspomniałeś nic o moim Żywiole. Zastanawiam się dlaczego, bo to chyba jednak zaskakujące. - Cieszyłam się, że miałam okazję naprawić moją poprzednią gafę i wyjaśnić mu o co tak naprawdę go pytam.
-Wiedziałem, że tak będzie - odparł obojętnie, wzruszając ramionami.
-Jak to?! - spytałam gwałtownie. Czyżby zauważył to samo co Nestorka?
-Po prostu już wcześniej wiedziałem, że to ty posiadasz ten Żywioł.
W tym momencie przeżyłam prawdziwy szok.
-Wiedziałeś jeszcze zanim odbył się test? - próbowałam zgrywać opanowaną, ale w tej sytuacji to nie było takie proste.
-Tak. - odrzekł najspokojniej w świecie.
-I mi nie powiedziałeś?! - prawie krzyknęłam. Czegoś takiego nie można potraktować obojętnie, wiedział coś co dotyczyło mnie, powinien mi wyjaśnić, pomóc zrozumieć. Wczoraj prawie nie spałam rozmyślając nad swoim teraźniejszym i przyszłym życiem, mógł mi tego oszczędzić. Nie wiele brakowało, żebym się na niego rzuciła, zwłaszcza kiedy zobaczyłam jego obojętny wyraz twarzy. Nic go nie obchodziły moje uczucia. No, nie powiem, trochę mnie to zabolało...
Moje mordercze zamiary przerwała Sam informując nas z góry, że dotarliśmy na miejsce. Nawet tego nie zauważyłam.
Stanęłam na klifie i momentalnie zapomniałam o gniewie, ogólnie zapomniałam o wszystkim. Widok był olśniewający. Wzburzone fale obijały się o wystające skały i ścianę klifu. Nad głowami przelatywały mewy wydając swoje charakterystyczne odgłosy, a gdzieś w oddali w świetle słońca, pobłyskiwała latarnia morska. Tak długo czekałam na świeże, morskie powietrze i oto jest, już nawet upał mi tak nie przeszkadzał. Reszta moich towarzyszy przyglądała się krajobrazowi z podobnym wyrazem twarzy. Przy czymś takim, trudno nie wpadać w zachwyt.
-Jak myślicie? Gdybym stąd skoczył, mógłbym się zabić? - zapytał Jhon wprawiając mnie w osłupienie. Co miał na myśli?
-Demona zabija tylko Diable Szkło - odrzekła obojętnie Sabin, z uwagą przypatrując się jakiemuś kamieniowi. Jak na moje oko, nie było to nic niezwykłego, ot kamień, ale kto jak woli... 
-Jhon? Chcesz się przekonać? - zapytał Ash, szacując mniej więcej czas spadania.
-Za nic, stary! Wolę nie ryzykować - szybko zaprzeczył brunet, zapewne obawiając się, że Ashowi wpadnie do głowy zrzucenie go z klifu. Jakby na potwierdzenie tej tezy, Jhon odsunął się od krawędzi przepaści.
-To ja skoczę - oznajmił Ash.
-Ta, jasne - rzuciłam kpiąco.
-Nie wierzysz, że to zrobię?
-W sumie mało mnie to obchodzi, i tak już zalazłeś mi za skórę. Jak dla mnie możesz sobie skakać - odrzekłam zimno, jeszcze mi nie przeszła złość na niego.
-Okej, no to skoczę - oznajmił ściągając buty.
-Okej - rzuciłam obojętnie.
-Dobra.
-Dobra.
-To skaczę.
-To skacz.
        Stałam tak z założonymi rękoma, podczas gdy on podchodził coraz bliżej krawędzi. Serce automatycznie zaczęło mi szybciej bić, chociaż i tak wiedziałam, że tego nie zrobi. To było dobre 60 metrów w dół, nawet ktoś bez lęku wysokości dostaje zawrotów głowy na takiej wysokości. Sam i Jhon w milczeniu przyglądali się naszej wymianie zdań, a Sabin nadal zajmowała się swoim kamieniem kompletnie nie zwracając na nas uwagi.
Ash stanął tyłem do przepaści i popatrzył mi prosto w oczy. Zachwiał się na piętach i runął w dół, a mi zabrakło powietrza, aby krzyknąć... 



       Zbiegałam przez las ile sił w nogach. Modliłam się, aby nie było za późno. Moja świadomość podpowiadała mi, że taka śmierć dla demona jest niemożliwa, ale do cholery jasnej, to jednak 60 metrów, mógł sobie coś zrobić! Łzy złości zapiekły mnie w oczy, to moja wina, po co go tak podpuszczałam?! Jeżeli coś mu się stało, to nie wybaczę sobie tego do końca życia! A jeżeli to już koniec? Zapamięta mnie jako wredną wiedźmę. Nie miałam prawa się tak na niego wściekać, to jego sprawa czy chciał mi o tym powiedzieć czy nie. Boże, jaka byłam głupia! Przypomniałam sobie jego spojrzenie tuż sprzed skoku, jak zawsze w jego oczach igrały te kpiarskie ogniki, które może i były irytujące, ale były przeznaczone tylko dla mnie, należały do mnie.

          Biegłam najszybciej, słyszałam za sobą głosy przyjaciół, Sabin chciała wiedzieć co się stało, ale nikt nie miał czasu jej wyjaśnić. Z każdą sekundą droga zdawała mi się przedłużać, nie miałam czasu. Szybko przeskoczyłam przez nie wielkie krzaki i pobiegłam w stronę, z której słyszałam odgłos morza, powinnam dobiec tędy na plaże.
Wbiegłam na suchy piasek i rozpaczliwie zaczęłam szukać Asha, albo chociaż czegoś co by dowodziło na to, że żyje. Jednak nic takiego nie widziałam i coraz bardziej zaczęło mi się zbierać na płacz. Do cholery, gdzie jesteś palancie?!
          Dołączyła do mnie reszta i zaczęła nawoływać bruneta po imieniu. Po kilku sekundach, które dla mnie były jak godziny, z wody wyszedł Ash. Oprócz paru zadrapań na rękach wyglądał na całego.
Nie wiele myśląc, podbiegłam do niego i w napadzie furii, poczęłam walić go pięściami po klacie, czułam jak łzy spływają mi po policzkach. Nawet w tej chwili, nie powstrzymałam się przed stwierdzeniem, że ma całkiem twarde mięśnie.
         Chłopak powoli mnie objął i przytulił, jego ciepłe ramiona dość mocno i pewnie otulały moje wątłe ciało. Uspokoiłam się, ale nie przestałam płakać, w sumie straciłam już nad tym kontrolę. Pomyślałam, że mogłabym tak zostać na zawsze, ale w porę oprzytomniałam i gwałtownym ruchem go odepchnęłam. Zrobił zbolałą minę i chwycił się za brzuch.
-Carmen, ranisz mnie.
-Przestań pieprzyć - warknęłam cała spąsowiała. Nie powinien teraz mówić takich rzeczy. Przyjaciele przyglądali nam się zdumieni. Czułam się jak aktorka w jakiejś tandetnej telenoweli, odgrywająca rzewną scenkę.
-Ale ja mówię serio - oznajmił i odsłonił miejsce, za które jeszcze przed chwilą się trzymał.
Na jego brzuchu znajdowała się głęboka czerwona szrama. Spadając, musiał zahaczyć o skałę. Na myśl o tym przebiegł mnie dreszcz po plecach.
Zrobiłam się jeszcze bardziej czerwona, uświadamiając sobie, że chodziło mu o coś zupełnie innego niż ja sobie pomyślałam. Boże, co ze mnie za kretynka!
        Ash wsparł się na ramieniu Jhona i z jego pomocą dotarliśmy do domu.

  



       Po obiedzie, Nicol poprosiła mnie i Asha na rozmowę. Kiedy wróciliśmy z wycieczki była przerażona widokiem poharatanego chłopaka, ale szybko wysłała do niego swojego weterynarza. Już wiem, że będę mu to wypominała do końca życia, o ile jeszcze się do niego odezwę. Tym razem chodziło o naszego pomocnika, nadal nie mieliśmy przydzielonych zwierząt.

-Tak jak mówiłam, wam pomoże Ann.- Wskazała ręką na dziewczynę, która pojawiła się za jej plecami.     Była ładna, nawet bardzo. Jasnobrązowe włosy i miodowe oczy. Delikatnie wystające kości policzkowe, a kiedy się do nas uśmiechnęła (a właściwie do Asha), na jej twarzy pojawiły się urocze dołeczki. Była mniej więcej w naszym wieku, a kiedy sprawdziłam jej aurę, przekonałam się że jest zmiennokształtnym, a dokładniej tygrysołakiem. Och, jak świetnie, akurat Patronem Asha jest tygrys, co za zbieg okoliczności. Nie, to, żebym była zazdrosna...
     Zauważyłam, że brunet bezczelnie się na nią  gapi i przypomniało mi się, kiedy tak samo patrzył na mnie pierwszego dnia w stołówce. Boże, to było zaledwie kilka dni temu, a tyle się zmieniło. Spuściłam wzrok. Poczułam jakby coś wbijało mi się w serce, kiedy zobaczyłam, ten kpiarski, charakterystyczny dla niego uśmieszek. Uśmiech, który należał do mnie, moja prywatna przyjemność z przebywania z nim spadła teraz na kogoś innego. Kogoś kto pobijał mnie urodą i pewnością siebie. Dlaczego to tak cholernie boli?



    Parę minut później zamknęłam się u siebie w pokoju, zaraz po tym kiedy nasza nowa znajoma zaproponowała nam ( mówiąc nam mam głownie na myśli Asha) wspólny wypad na miasto. Kiedy Ash się zgodził, miałam pewność, że nie będę tam mile widziana, więc kiedy Ann, jakby z przymusu na mnie spojrzała najgrzeczniej jak to było w tamtej chwili możliwe, odmówiłam. I tak znalazłam się w ciepłym łóżku z książką na kolanach i słuchawkami w uszach, tylko siłą woli powstrzymywałam się przed płaczem. W tej chwili, musiałam się tylko zamknąć w swoim świecie i przez jakiś czas z niego nie wychodzić.
Do czasu, aż to przestanie tak boleć...

     Szkoła jest straszna, a biologia to samo zło. Mam już parę kiepskich ocen, ale raczej zdam xd
Wena mi wraca, z czego się cieszę. Nie wiem, kiedy wrzucę następny rozdział, wiem, że dużo czasu minęło  od poprzedniego, ale jestem zawalona robotą.
   Mimo wszystko postaram się jak najszybciej wziąć się za pisanie ;) .

    

niedziela, września 2

Rozdział 6


"Przemyślenia"




       Po nieudanym pościgu ledwo trzymałam się na nogach, jakim cudem moja ofiara nadal kipiała energią?! Podczas gdy ja ze zmęczenia słaniałam się na kolanach, on spokojnie opierał się o drzewo w każdej chwili gotowy kontynuować zabawę. Miałam małe wyrzuty sumienia, zostawiając Roderica nieprzytomnego, ale skoro był demonem to raczej nic mu nie groziło, a do tego zasłużył sobie. Czułam obrzydzenie i chciałam jak najszybciej zmyć z siebie jego brud. Nadal miałam wrażenie, że mnie obmacuje. Odpowie mi ktoś w końcu na pytanie, dlaczego ten gatunek jest taki obrzydliwy? Wolałabym się gorzej nie wyrażać... Chociaż musiałam przyznać, że nie tak łatwo mnie oszukać, a jemu się udało. Nawet nie zbadałam jego aury, tak jak to zazwyczaj czynię. Przynajmniej teraz, nigdy więcej nie popełnię tak oczywistego błędu. Ale co zrobi Nicol kiedy dowie się, że powaliłam jednego z jej pracowników? Miałam okazję, aby się o tym przekonać bo właśnie szła w moją stronę, ale na szczęście, jej twarz jak zwykle była przyjazna.
- Słyszałam, że Roderick zalazł ci za skórę.- oznajmiła uśmiechjąc się. Trochę mnie zaskoczyła.
- Owszem - odparłam ostrożnie. Zauważyłam, że Ash podszedł bliżej i stanął za mną. Poczułam się pewniej, mając go blisko siebie. Dziwne.
- Przepraszam za niego. - Jednocześnie z brunetem podnieśliśmy do góry brwi, co wywołało śmiech u Nicol.- Nie róbcie takich min, to syn mojej przyjaciółki. Rzucił szkołę, a ona nie dawała już sobie z nim rady, więc chłopak pracuję i mieszka u mnie na ranczu. Jest arogancki i pewny siebie, strasznie mnie drażni i irytuje.- dodała robiąc grymas niezadowolenia.
- Znam to.- odparłam patrząc na Asha, który posłał mi ubawione spojrzenie.
- W każdym razie, przydzielę wam kogoś innego. Wydaję mi się, że Ann będzie miała czas. A teraz zapraszam na ognisko.- uśmiechnęła się i ruszyła przed siebie, a my podążyliśmy za nią.

O tej godzinie było kompletnie ciemno, dochodziła północ, a moja wyobraźnia dawała o sobie znać.
Przynajmniej buchający ogień dawał znikome poczucia bezpieczeństwa. Usiedliśmy w kółku, smażąc pianki. Wszysycy byli uśmiechnięci, Jhon jak zwykle rozbawiał towarzystwo, a Rob i Tyler mu w tym pomagali, dziewczyny ściśnięte pod ciepłym kocem narzekały na chłód, ale i tak każdy wiedział, że się dobrze bawią. Atmosfera była niesamowita. Podobno mieli do nas dołączyć pracownicy, aby lepiej się z nami poznać, jednak nie pojawili się. Nicol też dała nam w spokoju nacieszyć się tak piękną nocą i wspólnym towarzystwem. Właśnie na moich oczach powtarzała się sytuacja sprzed kilku miesięcy, kiedy to wraz z moją dawną paczką świętowaliśmy ukończenie gimnazjum. Teraz na ich miejscu siedzieli zupełnie inni ludzie. Chociaż bardzo się różnili wiedziałam, że mogę nazwać ich swoimi przyjaciółmi. Każdego z nich traktowałam jak brata lub siostrę. Nawet Patrice, która dość często ukazywała swój podły charakterek. No, ale nie każde siostry są układnym rodzeństwem. Wiedziałam jednak, że żadna z nas nie zawahałaby się gdyby drugiej groziło niebezpiczeństwo. Mogłyśmy się nienawidzić, ale mieszkałyśmy pod jednym dachem, dzieliłyśmy to samo powietrze i tych samych przyjaciół - coś nas łączyło. Z zamyślen wyrwał mnie uradowany głos Jhona.
- Jakie to ognisko, skoro nikt nie opowiada historii o duchach?- spytał oburzony.
- Nel? Ty na pewno czytałaś o tym miejscu. Działo się tu coś ciekawego?- spytała Sam.
- No, coś tam wspominali.- odparła brunetka, szczelniej okrywając się kocem.
- To na co czekasz? - zapytała Sabin.- Opowiadaj! - zawołała radośnie, a wszyscy jej zawtórowali.
 Brunetka spojrzała na każdego po kolei i zaczęła snuć opowieść.
- Podobno nie tak dawno temu, żyli tu kochankowie darzący się wyjątkowym uczuciem. Tak przynajmniej uważali mieszkańcy, którzy znali ich od malenkości. Pewnego dnia, ich miłość została wystawiona na próbę. Rodzice chłopaka, planowali ożenić go z córką swoich przyjaciół. Jednak nie było rozsądnego wyjścia z tej sytuacji, kochankowie postanowili zapieczętować swą miłość poprzez śmierć. Zdesperowani, planowili rzucić się razem z klifu. Gdy nadeszła pamiętna noc, staneli razem nad przepaścią i złożyli na swoich ustach ostatni pocałunek. W oczach dziewczyny było widać determinację. Kochała go i nie miała zamiaru się z nikim dzielić. Wierzyła, że po drugiej stronie spotka ich wspólne szczęście i wolność. Jednak chłopak miał wątpliwości.- brunetka zrobiła znaczącą przerwę, a ja wstrzymałam oddech. Rozejrzałam się po twarzach pozostałych, dziewczyny były zachwycone perspektywą tak prawdziwej miłości, a chłopcy, no cóż, komentowali głupotę chłopaka. Zero romantyzmu. - Było pewne, że ją kocha, ale nie był gotowy na takie poświęcenie. Wizja siebie u boku kobiety jaką miała być jego przyszła żona, wzbudzała w nim fascynację. Pragnął czegoś nowego, czegoś innego i bardziej pociągającego od ciągłego towarzystwa swojej dziewczyny. W końcu podjął decyzję. Była północ, księżyc świecił tak jasno jak dziś, staneli obok siebie, dziękując sobie za cudowne chwile, jakie im było dane wspólnie przeżyć. Zamknęli oczy i skoczyli. A właściwie,...tylko ona. Chłopak nie chciał rezygnować z szansy, jaką los postawił na jego drodze. Okazał się egoistą. Długo szukano ciała dziewczyny, jednak nigdy go nie odnaleziono. Miejscowi mówią, że oszukana kobieta szuka zemsty.
- Nie dziwię jej się. Przecież ten facet okazał się cholernym dupkiem! - zawołała oburzona Sam. W jej oczach zadrżały niebezpieczne oginiki.
- Winisz go za to, że myślał racjonalnie? To ta dziewczyna była naiwna. - odparł Tyler, pewny swojej racji.
 W tym momencie "rodzina" podzieliła się na dwie wrogo do siebie nastawione drużyny. Poczułam zakłopotanie, każdy z nich miał trochę racji, ale co z tego? To stara historia, najprawdopodobniej wyssana z palca, więc kogo obchodzi kto zawinił? Z tego co zauważyłam Ash i Nel także się nie udzielali. Cały ten wspaniały nastrój szlag jasny trafił! 
- Ej, ej! To tylko legenda! Opanujcie się! - próbowałam jakoś uratować dobrą atmosferę, ale oni mnie zignorowali. To takie smutne, dlaczego zawsze gdy coś idzie dobrze, zaraz musi się spieprzyć? A już czułam się tak swobodnie, zaczęłam zapominać o przeszłości i nagle bach! Wszystko runęło. Doszłam do wniosku, że to nie ma sensu, więc ruszyłam w stronę domu. W połowie drogi pożałowałam swojej decyzji. Mogłam przynajmniej wziąć ze sobą Nel. Może czułabym się pewniej nie będąc samą po środku upiornego lasu. Właśnie. Tak tu cicho, tylko pohukiwanie sowy gdzieś nad głową. Zabawne, że tak nagle wszystkie moje zmysły się wyostrzyły. Każdy najmniejszy szmer zdawał się być niepokojąco blisko. Spojrzałam na niebo. Pełnia. Zero gwiazd. Tylko ciemne chmury odsłaniające jasną poświatę księżyca. Dlaczego to wygląda tak jak w horrorze?! Nakazałam sobie spokój. W końcu, co ze mnie za demon, który boi się duchów? Ale nie ma nic gorszego od zjaw, co ja na to poradzę, że moja wyobraźnia działa wbrew mej woli? To takie irytujące. Dążę do doskonałości poprzez pracę nad każdym moim działaniem, a ta cholerna wyobraźnia robi co jej się żywnie podoba! Jakim prawem?! Odwróciłam się gwałtownie, słysząc trzask łamanej gałęzi. To tylko kot, tylko kot.- powtarzałam to sobie jak mantrę, ale i tak widziałam trupio bladą dziewczynkę z "Klątwy". Mimo iż wiedziałam, że nic tam nie ma, nie potrafiłam powstrzymać zimnej fali, która zalała całe moje ciało. Paraliżujący strach jest kolejną irytującą rzeczą - kompletny brak kontroli nad organizmem. Oj, zdecydowanie za dużo horrorów. Wolę nie myśleć co jeszcze oglądałam, bo to zaraz stanie przede mną. Cholera, za późno. Muszę się wyciszyć. Zamknęłam oczy i wyłączyłam swój mózg. Myślałam, żę to będzie trudniejsze. Widziałam rozległą pustkę, przerażającą, ale lekką, nie zobowiązującą. Otworzyłam oczy, a las wydał mi się piękny. Jak to możliwe, że w jednej chwili coś co mnie paraliżowało, zmieniło się w coś niesamowitego? Poczułam wszechogarniający spokój, taki błogi. Zero zmartwień. 
Ruszyłam w stronę światła, które połyskiwało na ganku. Weszłam do domu, ale nikogo nie zastałam. Nie wiedziałam gdzie znajduję się mój pokój. Zapaliłam światło, ale nie chciałam nikogo obudzić, więc po cichu zaczęłam się skradać wzdłóż korytarza. Cechy pantery zdecydowanie ułatwiały zadanie. Trochę trwało zanim odnalazłam właściwe pomieszczenie, poznałam je po moich walizkach, które musieli tu wnieść pracownicy. Wskoczyłam szybko pod prysznic, dziękując Bogu, że mogę z siebie zmyć dzisiejsze przeżycia. Chłodna woda, przyniosła ze sobą trochę orzeźwienia. Przebrałam się w piżamę i zakopałam w świeżej pościeli. Nie mogłam zasnąć. Miałam wrażenie, że dopiero teraz doszło do mnie wszystko to co działo się podczas ostatnich kilku dni. Przypuszczenia Nestorki, zagrywki Asha, chemia między Nel a Jhonem. Wcześniej czułam się tak, jakbym stała gdzieś z boku przyglądając się wszystkiemu. Czyżby to był wynik szoku? Najdziwniejsze wydaje się jednak to, że chyba nie rozumiem kim jestem naprawdę. Chociaż, nie o to chodzi. Ja po prostu odrzucam tą myśl od siebie, nie akceptuję jej. Nie mogę być kimś, kim się nie czuję, a nie czuję w sobie potężnej mocy. Mimo, że już ją widziałam. Nie dopuszczam do siebie tej wiadomości. Z Patronem, w formie pantery jeszcze mogę się zgodzić. Zawsze lubiłam koty, zwłaszcza dzikie, ale Żywioł Powietrza?! Nie, to nielogiczne. To poprostu pomyłka. Ash, najwyraźniej tez tak sądzi, skoro ani słowem o tym nie wspomniał. Chyba. Jutro go o to zapytam. Boże, jakie to męczące. Czuję się strasznie, dlaczego dopiero teraz to wszystko się na mnie zwaliło? Czuję ciężar odpowiedzialności na barkach. To takie wyczerpujące.
Zasnęłam, ale nie spałam lekko. Za dużo rzeczy, dotarło do mojej podświadomości dopiero teraz.





Oh, moja wena i wyobraźnia są uparte :/    No, ale co zrobić? Mam jakieś tam przebłyski pozytywnej twórczości, dlatego mam nadzieję, że w następnym rozdziale pójdzie lepiej. 
Boże, czy wy też dopiero teraz uświadomiliście sobie, że to już koniec wakacji? Jutro rozpoczęcie roku szkolnego! Jakim prawem?! 

Prosiłabym was, abyście napisali w komentarzu jak chcecie być powiadamiani.

Życzę udanego, ostatniego dnia wakacji! ;*

poniedziałek, sierpnia 20

Rozdział 5

" Wyjazd "



   Tak naprawdę, dopiero rano dotarło do mnie parę szczegółów ze wczorajszego testu. Przede wszystkim panuję nad Żywiołem, który jest w pewnym sensie wersją limitowaną. To duża odpowiedzialność, a ja nie do końca czuję się na siłach, aby jej sprostać. Na dodatek,  Nestorka zdawała się  być przygotowana na taki rozwój wydarzeń, czyżby coś wiedziała? Nie dawało mi to spokoju, więc postanowiłam, że jeszcze przed wyjazdem zamienię z nią parę słów. 
Wstałam z łóżka i tradycyjnie wzięłam prysznic. Wychodząc z kabiny przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze, które zajmowało całą przestrzeń nad umywalką. Może mi się zdawało, ale odniosłam wrażenie, że moja cera nabrała ciemniejszych barw. Wtedy, tuż pod klatką piersiową, na żebrach po mojej prawej stronie spostrzegłam niewielki, lecz dobrze widoczny - ciemny pentagram. W pierwszej chwili się wystraszyłam, ale później przypomniały mi się słowa Nel. Więc tak musiało wyglądać moje znamię, ciekawe co pojawiło się na ciałach pozostałych?  Niesamowite, to było lepsze niż tatuaż! Związałam szybko włosy w długi warkocz, tuż przy uchu, tak więc spokojnie mógł opadać na ramię. Ubrałam biały T-shirt z wielkimi ustami na przodzie, a na to narzuciłam czarną kamizelkę. Do tego szare rurki i bawełniana czapka na głowę. Oczywiście zapięłam na nadgarstku moją szczęśliwą bransoletkę, która od opuszczenia przyjaciół, stała się nieodłącznym elementem mojej garderoby. Następnie udałam się do gabinetu Nauczycielki.

Drzwi były ogromne i ciemne. Tylko raz w życiu przekroczyłam próg tego pomieszczenia, to było jeszcze na początku, kiedy się wprowadziłam. Niestety nie zapamiętałam zbyt wiele z tamtej wizyty, była ona krótka i polegała na ucieczce przed wielkim wilczurem, którego "niechcący" Jhon wpuścił do domu. Rex to pies, którego zadaniem było pilnowanie posesji, ale, że chłopak ma dobre serce to chciał się z nim pobawić. Oczywiście nie miałabym nic przeciwko porzucaniu patykiem na dworze, jednak Jhon miał lepszy pomysł. Bardzo lubię psy, właściwie to kocham wszystkie zwierzęta, tylko, że akurat w tamtej chwili opiekowałam się młodą kotką. I gdy przez przypadek zwierzęta się dostrzegły, no cóż, nie zapałały do siebie sympatią i skończyło się to moim chaotycznym uciekaniem przed osiem dziesięciokilogramowym potworem. 


Chwilę zaczekałam zastanawiając się czy Nestorka jest w środku. Kiedy już miałam zamiar odejść, z drugiej strony dobiegł mnie głos kobiety.
- Wejdź, skarbie. - poprosiła.
Ostrożnie otworzyłam drzwi i przeszłam po ciemnych panelach, a następnie usiadłam na skórzanym fotelu, który gestem  mi wskazała.
- Tak coś myślałam, że będziesz chciała ze mną porozmawiać.- przemówiła ze spokojem przyglądając się mojej twarzy.
- Mam kilka pytań.- zaczęłam.
- Więc śmiało.
- Mam wrażenie, że wiesz o mnie więcej niż ja sama.- powiedziałam szukając jakiejkolwiek reakcji na jej twarzy, ale ona była jak zawsze spokojna.
- Spodziewałam się, że to właśnie ty posiadasz Żywioł Powietrza, tylko tyle mogę ci zdradzić.
- Ale skąd? -spytałam nie rozumiejąc, bo przecież tuż nad moją głową nie świeci neonowy napis mówiący "To właśnie Ona". Chyba, że czegoś nie wiem.
- Kiedy się tu wprowadziłaś, pierwsze dni spędziłaś w swoim pokoju przeżywając rozstanie z przyjaciółmi, wtedy niebo płakało razem z tobą.
 Pamiętam to, faktycznie całe dnie padał deszcz, tylko, że mnie to jeszcze bardziej dołowało. Ta moja moc, jest mało użyteczna, jeśli chodzi o poprawę samopoczucia.
-  Więc się tylko domyślałaś?
- Owszem, ale wszystko potwierdzało moje przypuszczenia. Pamiętasz kiedy Tyler pomylił łazienki?- spytała.
 Jakżebym mogła zapomnieć. Brałam właśnie prysznic kiedy nagle otworzyły się drzwi, w których stanął, nie kto inny jak Tyler. Narobiłam niezłego zamieszania swoim piskiem, wszyscy myśleli, że to agencja wdarła się do domu. Jakaż była ich reakcja, kiedy zobaczyli zmieszanego blondyna, unikającego moich celnych rzutów, wszystkim co tylko wpadło mi do ręki. Oj, długo mnie przepraszał.
- Coś mi świta.- odparłam wymijająco.
- Byłaś bardzo zdenerwowana, a z nieba waliły pioruny, mimo, że świeciło słońce.
Pogoda zdradza twoje samopoczucie, kochanie. Musisz nauczyć się nad tym panować, ale tym zajmiemy się po waszym powrocie, a teraz idź. Masz jeszcze 15 minut, a jak cię znam nie jadłaś śniadania, prawda?- spytała, jak zwykle prześwietlając mnie na wylot.
- Racja. - odpowiedziałam wstając z miejsca i kierując się do wyjścia.- Do zobaczenia za 2 tygodnie. - dodałam z uśmiechem i wyszłam.





 Było dość chłodno, a autokar, który miał nas zawieźć na pociąg się spóźniał. Zastanawiał mnie fakt, iż Nestorka nie wyszła się z nami pożegnać. W każdym bądź razie,  Babcia rzewnie płakała, mimo, iż miało nas nie być zaledwie przez dwa tygodnie. Może sobie w tym czasie od nas odpocząć. No, ale Babcia to Babcia.

 Wbrew sobie zaczęłam szukać wzrokiem Asha. Jednak nigdzie go nie widziałam, może postanowił nie jechać?
- Cześć, kotku. Tęskniłaś? - usłyszałam za sobą ujmujący głos pewnego palanta.
- Nie.- odparłam stanowczo coś sobie przypominając.- I nie mów do mnie kotku!- warknęłam.
- Dlaczego? Przecież jesteś kotkiem.- uśmiechnął się czule, a ja miałam ochotę mu przyłożyć.- Bo pantera to z rodziny kotów, nie? - dodał chytrze.
- Tygrys też. - wtrąciłam kompletnie nieświadoma swoich słów.
W jednej chwili,  jego usta znalazły się przy moim uchu. Czułam jego oddech na szyi i ciepło emanujące z całego ciała. Moje serce momentalnie przyśpieszyło.
- W takim razie, też  powinnaś tak do mnie mówić.- wyszeptał tym razem patrząc mi w oczy. Cholera, powinnam pomyśleć zanim coś powiem.  Najwidoczniej nie miał zamiaru sie ode mnie odsuwać, więc postanowiłam jakoś zareagować, ale to było trudne. Sparaliżował mnie wzrokiem, nie mogłam się nawet ruszyć, dlatego staliśmy tak patrząc sobie w oczy. Gdyby nie te wszystkie spojrzenia, które skierowały się w naszą stronę to może bym się tak nie rumieniła. 
Z opresji wybawiła mnie Patrice, ale nie wiem czy powinnam być jej wdzięczna.
-Tu jesteś!- krzyknęła stając między nami i zwracając się do Asha, a mnie kompletnie ignorując.- Szukałam cię, zajmę nam najlepsze miejsca, dobrze? - spytała trzepocząc przy tym rzęsami w uwodzicielski sposób. Cholera, dobra jest.
- Jasne, zaraz przyjdę. -odparł oglądając się za odchodzącą blondynką, która kusząco kręciła  biodrami. Masakra, jak można być, aż tak pustą?
 W końcu był łaskaw zwrócić swoją uwagę na mnie.
-Mam nadzieję, że nie będziesz zazdrosna. - puścił mi oczko i zaczął odchodzić w stronę podjeżdżającego autokaru, jednak po kilku krokach się odwrócił i dodał z szarmanckim uśmiechem.- ... Kotku.
 Przez niego straciłam ochotę na jakikolwiek wyjazd. Postanowiłam, że już teraz zacznę traktować go jak powietrze, może w końcu pojmie aluzję i da mi spokój. Chwyciłam swój bagaż w momencie, gdy przy moim boku pojawiła się Sam.
- O co chodzi z Ashem? - spytała niepewnie. Skierowałyśmy się w stronę wejścia do pojazdu i zaczęłyśmy szukać miejsc gdzieś z tyłu.
- Co masz na myśli? -odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Wydaję mi się, że coś kręcicie.- odrzekła szturchając mnie łokciem w ramię.
- Masz rację ... wydaję ci się.- stwierdziłam dobitnie. Lepiej niech mi tu nic nie insynuuje.
- Oj nie bądź taka, przecież się przyjaźnimy. - zrobiła wzrok porzuconego szczeniaczka.
- Ale co ja mam ci powiedzieć? Między nami nic nie ma. Działa mi na nerwy i tyle. 
- Od tego wszystko się zaczyna.- stwierdziła z miną specjalistki.
- Nie sądzę. On nic mnie nie obchodzi.
- Więc dlaczego cały czas się przy nim rumienisz?- spytała błyskotliwie.
- Co?! Nie prawda! - zaprzeczyłam gwałtownie.
- No , niech ci będzie, ale ja wiem swoje.- odparła pewnym siebie głosem.
  Reszta podróży minęła gładko, na szczęście rudowłosa już nie poruszała tego tematu.
      Ponieważ autokar spóźnił się 15 minut, teraz musieliśmy czekać około godziny na pociąg, gdyż tamten nam uciekł. Jak dobrze pójdzie, to na miejscu będziemy pod wieczór.
 Z nudów wszyscy zaczęli grać w karty. Szczerze mówiąc obawiałam się, że ktoś może mnie rozpoznać, co prawda zaczął się rok szkolny i prostolinijni uczniowie powinni siedzieć na lekcjach, no ale cóż -ja się z takimi nie zadawałam. Kiedy zapytałam Sabin dlaczego są tacy spokojni skoro mogą zostać rozpoznani,  wyjaśniła mi,  że mogłam tego nie zauważyć, ale bardzo się zmieniłam w ostatnim czasie, z resztą nie tylko ja. Może chodziło o mój kolor skóry? Chociaż włosy też mi 


urosły, dawniej sięgały zaledwie do ramion, a teraz do połowy pleców. Do naszej rozmowy dołączyła Nel.
- Czytałam o tym. Po odkryciu Mocy, posiądziesz nie tylko cechy swojego Patrona. Dadzą o sobie znać także twoi przodkowie. Wiesz może skąd pochodzą twoi pradziadkowie?
- Nie bardzo. Nie znałam swoich prawdziwych rodziców, a tym bardziej dziadków.- odparłam bez jakichkolwiek emocji. Nie było mi smutno z powodu braku rodziny, przyzwyczaiłam się. Z resztą, zastępowali mi ją przyjaciele.

- O przepraszam, nie chciałam...- brunetka speszyła się i spóściła głowę.
- Nie szkodzi. Mów dalej.- poprosiłam.
 Dziewczyna uśmiechnęła się niepewnie i kontynuowała.
- A ty Sabin, wiesz coś o swoich przodkach?
- Chyba mieli powiązania z Ukrainą.- odrzekła z zastanowieniem.
- Możliwe. Masz słowiańskie rysy twarzy.- stwierdziłam.
- Za to ty wyglądasz jak hinduska.- odrzekła blondynka z uśmiechem.
- Mało pocieszające. Hinduski tylko za młodu są piękne, szybko się starzeją. - roześmiałam się, a one razem ze mną.

- A co z tobą Nel?- spytałam.
- Najprawdopodobiej Rosja.
  Rozmawiałyśmy tak jeszcze chwilę dopóki na stację nie zajechał pociąg. Wsiadłyśmy do niego i 
zajęłyśmy miejsca, ja oczywiście przy oknie. Dosiadła się do nas jeszcze Sam, która wcześniej 
ogrywała chłopaków w pokera.
 Przez całą drogę oglądałam przewijające się krajobrazy za oknem, od czasu do czasu 
przyłączając się do rozmowy dziewczyn. A więc możliwe, że moi pra pra pra przodkowie pochodzą z Indii. Ciekawe. To by mogło wyjaśniać nowy kolor mojej cery i ciemniejszy kolor włosów. Rozejrzałam się z zaciekawieniem po wagonie i spostrzegłam, że przy Ashu kręci się Patrice pod nieprzyjaznym spojrzeniem Roba. Hm, ciekawe ciekawe. Czyżby Rob był, aż tak głupi, aby się kochać w kimś takim jak Patrice? Rozumiem Asha, oni wyglądaliby razem wprost uroczo. No, ale Rob?! Z resztą, co mnie to obchodzi?  Wsłuchałam się w rozmowę moich towarzyszek i wkrótce do nich dołączyłam.




Po czterech godzinach jazdy pociągiem i 20 minutach dojazdu autobusem byliśmy na miejscu. Tak 
jak przewidywałam, słońce chyliło się ku zachodowi. Widok był niesamowity. Ogromne ranczo rozciągało się, aż za horyzont. Dookoła pastwiska, lasy, łąki, a to wszystko spowite w wieczornej łunie. Sam dom był urzekający, ogromne okna, duży ganek. Właściwie był podobny do naszego z tym, że nasz był nowocześniejszy. Tutaj tradycja przeplatała się z symbolami Indian: szczęśliwe podkowy wisiały nad drzwiami, gdzieniegdzie pojawiały się łapacze snów. Czułam się trochę jak w bajce. Wysiedliśmy z pojazdu i skierowaliśmy swe kroki w kierunku drzwi frontowych, z których właśnie wychodziła wysoka postać. Nie widziałam jej dobrze, jednak kiedy do nas podeszła miałam pewność, że to siostra Nestorki. Podobna twarz, figura, tylko rysy twarzy jakby młodsze i włosy luźno opadające na ramiona. Stanęła przed nami i uśmiechnęła się ciepło.
- Witam na moim ranczu! Mówcie mi Nicol.- jej głos był melodyjny, zdecydowanie była młodsza od Nauczycielki.

-Moja siostra, chyba nie wyjaśniła wam dokładnie jakie będzie wasze zadanie,prawda?
- Powiedziała tylko, że będziemy pomagać przy zwierzętach. - odparł Luke.
- Poniekąd. No cóż, od prac fizycznych mam już ludzi.- oznajmiła.
- Więc co my będziemy robić? - spytałam.
- Moje ranczo jest obfite w różnego rodzaju zwierzęta, chyba nie myśleliście, że demona 
zaspokoją świnie i kury?- zapytała wybuchając  zaraźliwym śmiechem.- Osobiście dopilnuję, 
abyście tutaj odpoczywali, zdaję sobie sprawę przez co przechodzicie, dlatego chcę, żebyście 
zaprzyjaźnili się ze swoimi podopiecznymi. - dodała. Mówiła nieskładnie, była zakręcona i 
zdecydowanie różniła się od swojej starszej siostry. 
Nikt z nas nie wiedział o co jej chodzi, jakimi podopiecznymi?
- Ah, a wy nadal nie rozumiecie!- stwierdziła ze śmiechem.- Będziecie zajmowali się zwierzętami 
odpowiadającymi waszym Patronom. Nadacie im imiona, będziecie mogli też w ten sposób lepiej 
poznać swoje nowe możliwości. Zacznijmy od ciebie złotko. Przedstaw siebie i swojego Patrona. - 
poprosiła posyłając brunetce obok mnie pokrzepiający uśmiech.
- Mam na imię Nel, a moim Patronem jest Feniks.- odparła niepewnie.
- Świetnie! Niesamowite zwierzę, takie rozsądne i spokojne. Samuel zaprowadzi cie do twojego 
podopiecznego.- trudno było wyłapać cokolwiek w jej tempie mówienia.
- Samuel?- spytała nieśmiało dziewczyna.
- Ah, zapomniałam wspomnieć.- kobieta złapała się za głowę i wybuchnęła śmiechem. Była 
naprawdę zakręcona.- Przez kilka dni będą wam pomagać moi pracownicy, którzy zajmują się 
danym gatunkiem. Samuel to chłopiec, który udzieli odpowiedzi na twoje pytania, skarbie.-zwróciła 
się do brunetki. Zza drzwi wyszedł wysoki, umięśniony blondyn o czekoladowych oczach. Uśmiechnął się przyjacielsko 
do Nel, a ta nieśmiało podążyła za nim. Próbowaliśmy się połapać o co chodzi. Z tego co 
zrozumiałam, aby dowiedzieć się czegoś więcej o swoim Patronie będziemy się opiekować 
zwierzęciem z jego gatunku? Brzmi logicznie.







- No to następny.-kontynuowała Nicol i  kiwnęła głową na Patrice.





    Jej i Sabin towarzyszyła młoda Amerykanka o pięknych orzechowych włosach, chyba miała na 
imię Luisa. Już współczułam tej ślicznej dziewczynie współpracy z Patrice. Do Roba i Luke dołączył 
niejaki Nataniel. Zauważyłam, że podobne gatunki łączą w pary. Więc dalej, Jhonowi  
towarzyszyła śliczna blondynka Rebeca. Tylerem i  Sam zajął się niewysoki szatyn - Thomas. 

Mimo mojej szczerej niechęci, zostałam połączona z Ashem. Przy takim rozwoju wydarzeń, plan 
traktowania go jak powietrze stanie się niewykonalny. Na szczęście, kiedy zobaczyłam naszego 
opiekuna z całym przekonaniem stwierdziłam, że brunet zejdzie na bok. Roderick- bo tak miał na 
imię chłopak, był niezwykle przystojny. Włosy w kolorze złocistego piasku, niebieskie oczy, a do 
tego oszałamiający uśmiech, no po prostu nie da się nie zakochać. Podszedł do mnie i ukłonił się 



















nisko  patrząc mi w oczy.
- Jak ci na imię?- spytał i ukazał swoje śnieżnobiałe zęby.








- Carmen. - podałam mu rękę lecz on zamiast ją uściskać, złożył na niej delikatny pocałunek 
nadal nie spuszczając ze mnie wzroku. Nie lubię takich staroświeckich zwyczajów, ale nie mogłam 
się oprzeć temu ujmującemu spojrzeniu błękitnych tęczówek. 

- Mnie też pocałujesz?- oczywiście cudowną chwilę musiał zepsuć Ash. Wyglądał komicznie, kiedy 
tak trzepotał rzęsami  i wpatrywał się w Roderica podsuwając mu swoją rękę. Spojrzałam na 
blondyna i gdy dostrzegłam jego zmieszanie, nie wytrzymałam i wybuchnęłam głośnym śmiechem. 
Chłopcy spojrzeli na mnie zszokowani, a ja zaczęłam się zataczać nie mogąc powstrzymać głupiego 
chichotania. 
Ash podszedł do mnie i sprawdził, czy nie mam przypadkiem gorączki. Czułam się tak lekko, chyba 








to powietrze zaczęło na mnie wpływać. W końcu się powstrzymałam i przeprosiłam za ten 
nieoczekiwany wybuch. Miałam nadzieję, że Roderick nie zmienił przez to nastawienia do mnie. Na szczęście ten uśmiechnął się tylko i podał mi swoje ramię, które ujęłam. Skierował nasze kroki w kierunku wybiegów, a Ash podreptał za nami. Pierwszy raz nie zastanawiałam się o czym myśli. 


         Było ciepło, a ja zaczęłam odczuwać gorąc w wełnianym swetrze, niestety nie mogłam go zdjąć, 
ponieważ nie miałam nic pod spodem. W pewnym momencie zatrzymaliśmy się przed jednym z wybiegów. Nie dostrzegłam żadnego zwierzęcia.
- Więc mówisz, że cechuje cię pantera?- zapytał Rod przyglądając się mojej figurze.
- Na to wygląda. - odrzekłam ostrożnie, nie podobało mi się w jaki sposób patrzył, na niektóre 
elementy mojego ciała. Zaczynał mnie drażnić, bardziej niż Ash. A właśnie, gdzie on się podział?
- Twój chłopak najwyraźniej postanowił nas opóścić.- oznajmił blondyn gwałtownie napierając 
swoim ciałem na mnie i dociskając mnie do ściany ogrodzenia. Błądził rękoma po mojej figurze, 
obleśnie się przy tym uśmiechając. Podciągnął mi sweter i zaczął podjeżdżać ręką coraz wyżej.   
        Momentalnie nabrałam obrzydzenia do człowieka, z którym jeszcze przed chwilą wiązałam  "poważne" plany. Zabawne, jak wszystko może się zmienić w jednej chwili. Łatwo dałam uśpić swoją czujność - za łatwo, ale jeszcze nic straconego.
- To nie mój chłopak.- warknęłam z całej siły kopiąc go w krocze. Blondyn zasyczał z bólu i skulił się na ziemi. Stanęłam nad nim i z pogardą splunęłam tuż przy jego twarzy.
- Jeszcze raz mnie dotkniesz, a przysięgam, że w życiu nie będziesz miał dzieci.-warknęłam, ale tym razem zabrzmiało to inaczej. Poczułam ból w zębach, a kły zaczęły pulsować i wydłużać się. Przejechałam po nich językiem. Ostre. To oznaczało, że właśnie zostałam wyprowadzona z 
równowagi. Witaj Patronie! Ciekawe jak wyglądam? Podobno kolor oczu miał się zmienić tak jak 

podczas używania Żywiołu. Teraz to musiałam wyglądać nieziemsko.
- Widzę, że dużo mnie ominęło.
 Po drugiej stronie jęczącego blondyna, stanął Ash z garścią jabłek w ręku.
- Gdzie ty byłeś?!
- Zgłodniałem.- odparł i spojrzał na chłopaka klęczącego u jego stóp, skrzywił się zapewne już 
wiedząc jak go potraktowałam. 
- Zasłużył chociaż?- spytał głupio.

 - Nie! To jedno z moich hobby, chcesz się załapać? - spytałam zirytowana.
- Sadystka.- oznajmił jak gdyby nigdy nic.
- Nie dziwi cię mój wygląd?- zmieniłam temat.
- Trochę, ale domyślam się, że cię wkurzył.- odparł niwzruszony, przygryzając jabłko.
- Błyskotliwy jesteś.- odparłam z sarkazmem trochę się uspokajając. Zęby zaczęły się chować, a oczy powróciły do normy. Dlaczego nie potrafiłam się tak zdenerwować, na pewnego palanta, który 
co dzień gra mi na nerwach? Dlaczego pojawienie się właśnie tego palanta spowodowało, że się 

uspokoiłam? Coś się działo, coś złego i to ze mną.
- No więc, co zrobił?- spytał nie ukrywając zaciekawienia.
- Wpychał łapy tam gdzie nie powinien.- spojrzałam na nieszczęśnika i doszłam do wniosku, że 
chyba zemdlał. Ciekawe czy z bólu? Zastanawiałam się dlaczego Ash milczy, więc zwróciłam głowę 
w jego kierunku. Zamurowało mnie. Brunet wpatrywał się pogardliwym spojrzeniem w 
nieprzytomnego chłopaka. Jego Patron dał o sobie znać i spostrzegłam charakterystyczny kolor 
oczu. W końcu się opanował i jak gdyby nigdy nic uśmiechnął się przyjaźnie, po raz kolejny 
wprawiając mnie  w osłupienie. Może jednak to nie ze mną było coś nie tak? Postanowiłam, że 
jeszcze dzisiaj się nad tym zastanowię.
- Gratuluję, udało ci się zaskoczyć demona.- przemówił.
- Demona?- spytałam zszokowana.
- Przecież mówię, ale spokojnie...głupi ma zawsze szczęście.- uśmiechnął się kpiąco i rzucił do 
ucieczki, a ja podążyłam za nim w szaleńczym tempie. Nie wiedziałam, że jestem taka szybka.



Mimo wszystko, nie dałam rady go dogonić. 




Rozdział fatalny, przynajmniej dla mnie. Moja wena strajkuje, nie wiem kiedy kolejna część.
Chciałabym wam podziękować, że w ogóle macie ochotę czytać mojego bloga. Dziękuję ;)