wtorek, października 9

Rozdział 7

"Wycieczka"




       Słońce świeciło niemiłosiernie, nie byłam przyzwyczajona do takiej pogody. Londyn to jednak deszczowe miasto. Stałam na niewielkim wzgórzu, po raz kolejny rozmyślając o swoim życiu. Zaczęłam sobie uświadamiać, że nie będę wstanie założyć normalnej rodziny, nigdy też nie poczuję, jak to jest obudzić w sobie instynkt macierzyński. Prawdą jest, że mam na to całą wieczność. W końcu jako pół-demon będę żyć do czasu, aż ktoś z Agencji przebije mi serce Diablim Szkłem. Nie wyobrażałam sobie życia, w którym opiekuję się dzieckiem, a następnie tymi samymi rękoma, którymi jeszcze przed chwilą przewijałam mu pieluchę, zabijam jakiegoś człowieka. Oczywiście jest szansa, że wygramy wojnę z Agencją, ale może to potrwać całe wieki i kto wie jaka wtedy będę...
Była dopiero siódma rano, ale słyszałam jak przy stajniach i klatkach tworzy się ruch. To chore, żeby wstawać o tak wczesnej porze. Oczywiście ja to co innego, zrobiłam to z własnej woli, ale oni wstają, aby pracować. Właśnie przyglądałam się, jak jeden z pracowników nie może sobie poradzić z uspokojeniem wyjątkowo niesfornego lwiątka, gdy usłyszałam za sobą odgłos łamanej gałęzi. Wystraszona podskoczyłam i odwróciłam się gwałtownie. Dokładnie za mną stał niebieskooki blondyn, któremu wczoraj dość brutalnie dałam do zrozumienia, żeby lepiej się do mnie nie zbliżał. Uśmiechnął się niepewnie i przeczesał dłonią włosy. Cholera, nawet po tym co mi zrobił wydawał się zabójczo przystojny.
-Czego chcesz? - warknęłam.
-Przeprosić.
-Aha, no to będziesz się musiał postarać - odparłam, patrząc mu w oczy.
Odchrząknął i przemówił.
- No więc, przepraszam za swoje zachowanie, ale wiesz, czasami zwierzę bierze nade mną górę. - Uśmiechnął się znacząco, a ja miałam ochotę jeszcze raz go znokautować. Muszę go poznać z Ashem, jestem pewna, że by się dogadali...
- W porządku, ale wolałabym, żebyś mi się nie pokazywał na oczy - rzuciłam i zbiegłam z górki, kierując się w stronę domu.





-A jak cię ładnie poproszę?
-Ty nie umiesz ładnie prosić.
Byłam już po śniadaniu i siedziałam w salonie z moją trzepniętą przyjaciółką. Pokój był znacznie mniejszy niż nasz w Londynie, ale za to przytulniejszy. Kolorowe i trochę tandetne tapety w fiołki pomniejszały pomieszczenie optycznie, a naprzeciw kolorowej kanapy, na której siedziałyśmy stał kominek. Niestety nieużywany, gdyż przy takiej pogodzie nie był potrzebny. Rudowłosa już dobre pół godziny przekonywała mnie do wspólnego wypadu na klify.
-Przecież kochasz naturę. A poza tym, wyobrażasz sobie jaki to będzie wspaniały widok, kiedy staniemy razem nad samą przepaścią?
-Ta, ale jest strasznie gorąco i nie chcę dostać udaru... - odparłam, wachlując się znacząco ręką.
-Ile jeszcze razy mam ci powtarzać, że jesteś demonem i dla ciebie nie istnieje coś takiego jak udar? - spytała, chcąc mnie zabić wzrokiem.
-Dobra, niech ci będzie. - W końcu uległam.


     Myślałam, że to będzie wypad tylko naszej dwójki, taki babski spacerek. Ploteczki, wspominanie dawnych czasów, i tak potem. Tymczasem w drodze do drzwi wyjściowych, od których dzieliło nas zaledwie kilka metrów, Sam zdążyła zaprosić Sabin, Jhona i ku mojemu zgorszeniu - Asha. Tak więc całą piątką ruszyliśmy w kierunku lasu. Tak jak przewidywałam, upalna pogoda dawała się we znaki, już po paru metrach czułam kropelki potu występujące mi na czoło. Jhon i Sam ochoczo wspinali się coraz wyżej i dalej, Sabin zniknęła gdzieś rozglądając się za, jak to określiła "poszlakami dawnych cywilizacji". Życzyłam jej tylko powodzenia, wątpiąc, aby znalazła cokolwiek takiego.
      Ja i Ash szliśmy w ciszy, nie do końca wiedziałam jak zacząć z nim rozmowę. Jeszcze wczoraj byłam pewna, że mnie poprze i oznajmi, iż nie wierzy w moją Moc, ale czy to by mnie uszczęśliwiło? Taka banalna odpowiedź? Przecież wiem co widziałam, czuję tą Moc w sobie, chyba nie powinnam jej ignorować, prawda? Oh, im więcej myślę, tym więcej mam wątpliwości. Irytujące. W końcu zdobyłam się na odwagę.
-Hm, Ash? - zaczęłam niepewnie.
-Tak? - spytał lekko roztargniony.
-Co sądzisz o mojej mocy? To znaczy, wierzysz w nią..., we mnie? - Uświadomiłam sobie jak idiotycznie to zabrzmiało i miałam ochotę się udusić. Co on sobie teraz pomyśli? A zresztą, co mnie to obchodzi? Tak, to dobra postawa...
-Co masz na myśli?

-Chodziło mi raczej o to, że jeszcze ani razu nie wspomniałeś nic o moim Żywiole. Zastanawiam się dlaczego, bo to chyba jednak zaskakujące. - Cieszyłam się, że miałam okazję naprawić moją poprzednią gafę i wyjaśnić mu o co tak naprawdę go pytam.
-Wiedziałem, że tak będzie - odparł obojętnie, wzruszając ramionami.
-Jak to?! - spytałam gwałtownie. Czyżby zauważył to samo co Nestorka?
-Po prostu już wcześniej wiedziałem, że to ty posiadasz ten Żywioł.
W tym momencie przeżyłam prawdziwy szok.
-Wiedziałeś jeszcze zanim odbył się test? - próbowałam zgrywać opanowaną, ale w tej sytuacji to nie było takie proste.
-Tak. - odrzekł najspokojniej w świecie.
-I mi nie powiedziałeś?! - prawie krzyknęłam. Czegoś takiego nie można potraktować obojętnie, wiedział coś co dotyczyło mnie, powinien mi wyjaśnić, pomóc zrozumieć. Wczoraj prawie nie spałam rozmyślając nad swoim teraźniejszym i przyszłym życiem, mógł mi tego oszczędzić. Nie wiele brakowało, żebym się na niego rzuciła, zwłaszcza kiedy zobaczyłam jego obojętny wyraz twarzy. Nic go nie obchodziły moje uczucia. No, nie powiem, trochę mnie to zabolało...
Moje mordercze zamiary przerwała Sam informując nas z góry, że dotarliśmy na miejsce. Nawet tego nie zauważyłam.
Stanęłam na klifie i momentalnie zapomniałam o gniewie, ogólnie zapomniałam o wszystkim. Widok był olśniewający. Wzburzone fale obijały się o wystające skały i ścianę klifu. Nad głowami przelatywały mewy wydając swoje charakterystyczne odgłosy, a gdzieś w oddali w świetle słońca, pobłyskiwała latarnia morska. Tak długo czekałam na świeże, morskie powietrze i oto jest, już nawet upał mi tak nie przeszkadzał. Reszta moich towarzyszy przyglądała się krajobrazowi z podobnym wyrazem twarzy. Przy czymś takim, trudno nie wpadać w zachwyt.
-Jak myślicie? Gdybym stąd skoczył, mógłbym się zabić? - zapytał Jhon wprawiając mnie w osłupienie. Co miał na myśli?
-Demona zabija tylko Diable Szkło - odrzekła obojętnie Sabin, z uwagą przypatrując się jakiemuś kamieniowi. Jak na moje oko, nie było to nic niezwykłego, ot kamień, ale kto jak woli... 
-Jhon? Chcesz się przekonać? - zapytał Ash, szacując mniej więcej czas spadania.
-Za nic, stary! Wolę nie ryzykować - szybko zaprzeczył brunet, zapewne obawiając się, że Ashowi wpadnie do głowy zrzucenie go z klifu. Jakby na potwierdzenie tej tezy, Jhon odsunął się od krawędzi przepaści.
-To ja skoczę - oznajmił Ash.
-Ta, jasne - rzuciłam kpiąco.
-Nie wierzysz, że to zrobię?
-W sumie mało mnie to obchodzi, i tak już zalazłeś mi za skórę. Jak dla mnie możesz sobie skakać - odrzekłam zimno, jeszcze mi nie przeszła złość na niego.
-Okej, no to skoczę - oznajmił ściągając buty.
-Okej - rzuciłam obojętnie.
-Dobra.
-Dobra.
-To skaczę.
-To skacz.
        Stałam tak z założonymi rękoma, podczas gdy on podchodził coraz bliżej krawędzi. Serce automatycznie zaczęło mi szybciej bić, chociaż i tak wiedziałam, że tego nie zrobi. To było dobre 60 metrów w dół, nawet ktoś bez lęku wysokości dostaje zawrotów głowy na takiej wysokości. Sam i Jhon w milczeniu przyglądali się naszej wymianie zdań, a Sabin nadal zajmowała się swoim kamieniem kompletnie nie zwracając na nas uwagi.
Ash stanął tyłem do przepaści i popatrzył mi prosto w oczy. Zachwiał się na piętach i runął w dół, a mi zabrakło powietrza, aby krzyknąć... 



       Zbiegałam przez las ile sił w nogach. Modliłam się, aby nie było za późno. Moja świadomość podpowiadała mi, że taka śmierć dla demona jest niemożliwa, ale do cholery jasnej, to jednak 60 metrów, mógł sobie coś zrobić! Łzy złości zapiekły mnie w oczy, to moja wina, po co go tak podpuszczałam?! Jeżeli coś mu się stało, to nie wybaczę sobie tego do końca życia! A jeżeli to już koniec? Zapamięta mnie jako wredną wiedźmę. Nie miałam prawa się tak na niego wściekać, to jego sprawa czy chciał mi o tym powiedzieć czy nie. Boże, jaka byłam głupia! Przypomniałam sobie jego spojrzenie tuż sprzed skoku, jak zawsze w jego oczach igrały te kpiarskie ogniki, które może i były irytujące, ale były przeznaczone tylko dla mnie, należały do mnie.

          Biegłam najszybciej, słyszałam za sobą głosy przyjaciół, Sabin chciała wiedzieć co się stało, ale nikt nie miał czasu jej wyjaśnić. Z każdą sekundą droga zdawała mi się przedłużać, nie miałam czasu. Szybko przeskoczyłam przez nie wielkie krzaki i pobiegłam w stronę, z której słyszałam odgłos morza, powinnam dobiec tędy na plaże.
Wbiegłam na suchy piasek i rozpaczliwie zaczęłam szukać Asha, albo chociaż czegoś co by dowodziło na to, że żyje. Jednak nic takiego nie widziałam i coraz bardziej zaczęło mi się zbierać na płacz. Do cholery, gdzie jesteś palancie?!
          Dołączyła do mnie reszta i zaczęła nawoływać bruneta po imieniu. Po kilku sekundach, które dla mnie były jak godziny, z wody wyszedł Ash. Oprócz paru zadrapań na rękach wyglądał na całego.
Nie wiele myśląc, podbiegłam do niego i w napadzie furii, poczęłam walić go pięściami po klacie, czułam jak łzy spływają mi po policzkach. Nawet w tej chwili, nie powstrzymałam się przed stwierdzeniem, że ma całkiem twarde mięśnie.
         Chłopak powoli mnie objął i przytulił, jego ciepłe ramiona dość mocno i pewnie otulały moje wątłe ciało. Uspokoiłam się, ale nie przestałam płakać, w sumie straciłam już nad tym kontrolę. Pomyślałam, że mogłabym tak zostać na zawsze, ale w porę oprzytomniałam i gwałtownym ruchem go odepchnęłam. Zrobił zbolałą minę i chwycił się za brzuch.
-Carmen, ranisz mnie.
-Przestań pieprzyć - warknęłam cała spąsowiała. Nie powinien teraz mówić takich rzeczy. Przyjaciele przyglądali nam się zdumieni. Czułam się jak aktorka w jakiejś tandetnej telenoweli, odgrywająca rzewną scenkę.
-Ale ja mówię serio - oznajmił i odsłonił miejsce, za które jeszcze przed chwilą się trzymał.
Na jego brzuchu znajdowała się głęboka czerwona szrama. Spadając, musiał zahaczyć o skałę. Na myśl o tym przebiegł mnie dreszcz po plecach.
Zrobiłam się jeszcze bardziej czerwona, uświadamiając sobie, że chodziło mu o coś zupełnie innego niż ja sobie pomyślałam. Boże, co ze mnie za kretynka!
        Ash wsparł się na ramieniu Jhona i z jego pomocą dotarliśmy do domu.

  



       Po obiedzie, Nicol poprosiła mnie i Asha na rozmowę. Kiedy wróciliśmy z wycieczki była przerażona widokiem poharatanego chłopaka, ale szybko wysłała do niego swojego weterynarza. Już wiem, że będę mu to wypominała do końca życia, o ile jeszcze się do niego odezwę. Tym razem chodziło o naszego pomocnika, nadal nie mieliśmy przydzielonych zwierząt.

-Tak jak mówiłam, wam pomoże Ann.- Wskazała ręką na dziewczynę, która pojawiła się za jej plecami.     Była ładna, nawet bardzo. Jasnobrązowe włosy i miodowe oczy. Delikatnie wystające kości policzkowe, a kiedy się do nas uśmiechnęła (a właściwie do Asha), na jej twarzy pojawiły się urocze dołeczki. Była mniej więcej w naszym wieku, a kiedy sprawdziłam jej aurę, przekonałam się że jest zmiennokształtnym, a dokładniej tygrysołakiem. Och, jak świetnie, akurat Patronem Asha jest tygrys, co za zbieg okoliczności. Nie, to, żebym była zazdrosna...
     Zauważyłam, że brunet bezczelnie się na nią  gapi i przypomniało mi się, kiedy tak samo patrzył na mnie pierwszego dnia w stołówce. Boże, to było zaledwie kilka dni temu, a tyle się zmieniło. Spuściłam wzrok. Poczułam jakby coś wbijało mi się w serce, kiedy zobaczyłam, ten kpiarski, charakterystyczny dla niego uśmieszek. Uśmiech, który należał do mnie, moja prywatna przyjemność z przebywania z nim spadła teraz na kogoś innego. Kogoś kto pobijał mnie urodą i pewnością siebie. Dlaczego to tak cholernie boli?



    Parę minut później zamknęłam się u siebie w pokoju, zaraz po tym kiedy nasza nowa znajoma zaproponowała nam ( mówiąc nam mam głownie na myśli Asha) wspólny wypad na miasto. Kiedy Ash się zgodził, miałam pewność, że nie będę tam mile widziana, więc kiedy Ann, jakby z przymusu na mnie spojrzała najgrzeczniej jak to było w tamtej chwili możliwe, odmówiłam. I tak znalazłam się w ciepłym łóżku z książką na kolanach i słuchawkami w uszach, tylko siłą woli powstrzymywałam się przed płaczem. W tej chwili, musiałam się tylko zamknąć w swoim świecie i przez jakiś czas z niego nie wychodzić.
Do czasu, aż to przestanie tak boleć...

     Szkoła jest straszna, a biologia to samo zło. Mam już parę kiepskich ocen, ale raczej zdam xd
Wena mi wraca, z czego się cieszę. Nie wiem, kiedy wrzucę następny rozdział, wiem, że dużo czasu minęło  od poprzedniego, ale jestem zawalona robotą.
   Mimo wszystko postaram się jak najszybciej wziąć się za pisanie ;) .

    

12 komentarzy:

  1. Świetnie, że pojawił się nowy rozdział i że wena Ci wróciła. Miło było zobaczyć, że zamieściłaś nowy post i uświadomić sobie, że wreszcie dowiem się jak dalej układają się sprawy między Carmen i Ashem.
    Zastanawia mnie, skąd chłopak wiedział, jaki dziewczyna ma żywioł? Czy było to jakoś po niej widać, pojawiły się jakieś oznaki? Mam nadzieję, że już niedługo się dowiem.
    No i Carmen chyba się zakochała! Niby płakała ze złości, ale tak naprawdę wiadomo przecież, że po prostu bała się o Asha. Właściwie było wiadomo, że to w końcu nastąpi, bo tych dwoje od początku się przyciągało, ale i tak cieszę się, że to wzajemne zainteresowanie widać coraz bardziej.
    A jeśli chodzi o Ann - nie lubię jej ze względu na to, że odbiera Carmen Asha. Ale tak naprawdę jestem spokojna, bo wiem, że chłopak na pewno coś czuje do Carmen.
    W wolnej chwili zapraszam na mojego bloga, bo ja również zamieściłam nowy rozdział.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Śliczny nowy szablon ;)
    Ja, prawdę powiedziawszy, wciąż uwielbiam te magnetyczne przyciąganie, jakie pojawia się między Carmen a Ashem za każdym razem, gdy znajdują się blisko siebie. Chociaż robią wszystko, aby zaleźć sobie za skórę, w rzeczywistości pożądają swojego towarzystwa. Wystraszyłam się, kiedy Ash w tak bezceremonialny sposób skoczył z klifu. Chociaż byłam przekonana, że nie zginie, naprawdę zaczęłam się o niego bać, dlatego Bogu dzięki, iż wyszedł z tego tylko z pewnymi obrażeniami.
    Wydaje mi się, że Carmen jest strasznie zakochana w Ashu, ale woli się nad tym nie zastanawiać. On również zapewne coś do niej czuje; świadczy o tym fakt, iż już wcześniej dostrzegł w niej wyjątkową moc. Chyba, że on również ma jakieś niezwykłe zdolności ;) W każdym razie czekam, aż tych dwoje wreszcie przestanie udawać i ujawni się z prawdziwymi emocjami.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Pierwsze, co mnie napotkało na kochajac-wroga to śliczny szablon, którego doboru gratuluję. Drugie, co powala to sam pomysł na opowiadanie. Demony-zmiennokształtni. Ciekawy pomysł, uwielbiam sarkastycznych bohaterów, takich jak Ash. To może będzie krzywdzące, ale najpierw imię to skojarzyło mi się z Pokemonami, ale potem, z czasem trwania rozdziału, wyobraziłam już sobie całkiem niezłe wyobrażenie chłopaka. Z Carmen mam jeszcze kłopoty, ale z pewnością przy czytaniu kolejnych rozdziałów znajdę dla niej odpowiedni wizerunek. :d Dodaję do obserwowanych.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cały poprawiony tekst. Nie chciało mi się wklejać fragmentów, więc poprawiłam calutki tekst. Może się zdarzyć, że jakiś błąd przeoczyłam.

    Słońce świeciło niemiłosiernie, nie byłam przyzwyczajona do takiej pogody. Londyn to jednak deszczowe miasto. Stałam na niewielkim wzgórzu, po raz kolejny rozmyślając o swoim życiu. Zaczęłam sobie uświadamiać, że nie będę wstanie założyć normalnej rodziny, nigdy też nie poczuję, jak to jest obudzić w sobie instynkt macierzyński. Prawdą jest, że mam na to całą wieczność. W końcu jako pół-demon będę żyć do czasu, aż ktoś z Agencji przebije mi serce Diablim Szkłem. Nie wyobrażałam sobie życia, w którym opiekuję się dzieckiem, a następnie tymi samymi rękoma, którymi jeszcze przed chwilą przewijałam mu pieluchę, zabijam jakiegoś człowieka. Oczywiście jest szansa, że wygramy wojnę z Agencją, ale może to potrwać całe wieki i kto wie jaka wtedy będę...
    Była dopiero siódma rano, ale słyszałam jak przy stajniach i klatkach tworzy się ruch. To chore, żeby wstawać o tak wczesnej porze. Oczywiście ja to co innego, zrobiłam to z własnej woli, ale oni wstają, aby pracować. Właśnie przyglądałam się, jak jeden z pracowników nie może sobie poradzić z uspokojeniem wyjątkowo niesfornego lwiątka, gdy usłyszałam za sobą odgłos łamanej gałęzi. Wystraszona podskoczyłam i odwróciłam się gwałtownie. Dokładnie za mną stał niebieskooki blondyn, któremu wczoraj dość brutalnie dałam do zrozumienia, żeby lepiej się do mnie nie zbliżał. Uśmiechnął się niepewnie i przeczesał dłonią włosy. Cholera, nawet po tym co mi zrobił wydawał się zabójczo przystojny.
    -Czego chcesz? - warknęłam.
    -Przeprosić.

    OdpowiedzUsuń
  5. -Aha, no to będziesz się musiał postarać - odparłam, patrząc mu w oczy.
    Odchrząknął i przemówił.
    - No więc, przepraszam za swoje zachowanie, ale wiesz, czasami zwierzę bierze nade mną górę. - Uśmiechnął się znacząco, a ja miałam ochotę jeszcze raz go znokautować. Muszę go poznać z Ashem, jestem pewna, że by się dogadali...
    - W porządku, ale wolałabym, żebyś mi się nie pokazywał na oczy - rzuciłam i zbiegłam z górki, kierując się w stronę domu.
    -A jak cię ładnie poproszę?
    -Ty nie umiesz ładnie prosić.
    Byłam już po śniadaniu i siedziałam w salonie z moją trzepniętą przyjaciółką. Pokój był znacznie mniejszy niż nasz w Londynie, ale za to przytulniejszy. Kolorowe i trochę tandetne tapety w fiołki pomniejszały pomieszczenie optycznie, a naprzeciw kolorowej kanapy, na której siedziałyśmy stał kominek. Niestety nieużywany, gdyż przy takiej pogodzie nie był potrzebny. Rudowłosa już dobre pół godziny przekonywała mnie do wspólnego wypadu na klify.
    -Przecież kochasz naturę. A poza tym, wyobrażasz sobie jaki to będzie wspaniały widok, kiedy staniemy razem nad samą przepaścią?
    -Ta, ale jest strasznie gorąco i nie chcę dostać udaru... - odparłam, wachlując się znacząco ręką.
    -Ile jeszcze razy mam ci powtarzać, że jesteś demonem i dla ciebie nie istnieje coś takiego jak udar? - spytała, chcąc mnie zabić wzrokiem.
    -Dobra, niech ci będzie. - W końcu uległam.
    Myślałam, że to będzie wypad tylko naszej dwójki, taki babski spacerek. Ploteczki, wspominanie dawnych czasów, i tak potem. Tymczasem w drodze do drzwi wyjściowych, od których dzieliło nas zaledwie kilka metrów, Sam zdążyła zaprosić Sabin, Jhona i ku mojemu zgorszeniu - Asha. Tak więc całą piątką ruszyliśmy w kierunku lasu. Tak jak przewidywałam, upalna pogoda dawała się we znaki, już po paru metrach czułam kropelki potu występujące mi na czoło. Jhon i Sam ochoczo wspinali się coraz wyżej i dalej, Sabin zniknęła gdzieś rozglądając się za, jak to określiła "poszlakami dawnych cywilizacji". Życzyłam jej tylko powodzenia, wątpiąc, aby znalazła cokolwiek takiego.
    Ja i Ash szliśmy w ciszy, nie do końca wiedziałam jak zacząć z nim rozmowę. Jeszcze wczoraj byłam pewna, że mnie poprze i oznajmi, iż nie wierzy w moją Moc, ale czy to by mnie uszczęśliwiło? Taka banalna odpowiedź? Przecież wiem co widziałam, czuję tą Moc w sobie, chyba nie powinnam jej ignorować, prawda? Oh, im więcej myślę, tym więcej mam wątpliwości. Irytujące. W końcu zdobyłam się na odwagę.
    -Hm, Ash? - zaczęłam niepewnie.
    -Tak? - spytał lekko roztargniony.
    -Co sądzisz o mojej mocy? To znaczy, wierzysz w nią..., we mnie? - Uświadomiłam sobie jak idiotycznie to zabrzmiało i miałam ochotę się udusić. Co on sobie teraz pomyśli? A zresztą, co mnie to obchodzi? Tak, to dobra postawa...
    -Co masz na myśli?

    OdpowiedzUsuń

  6. -Chodziło mi raczej o to, że jeszcze ani razu nie wspomniałeś nic o moim Żywiole. Zastanawiam się dlaczego, bo to chyba jednak zaskakujące. - Cieszyłam się, że miałam okazję naprawić moją poprzednią gafę i wyjaśnić mu o co tak naprawdę go pytam.
    -Wiedziałem, że tak będzie - odparł obojętnie, wzruszając ramionami.
    -Jak to?! - spytałam gwałtownie. Czyżby zauważył to samo co Nestorka?
    -Po prostu już wcześniej wiedziałem, że to ty posiadasz ten Żywioł.
    W tym momencie przeżyłam prawdziwy szok.
    -Wiedziałeś jeszcze zanim odbył się test? - próbowałam zgrywać opanowaną, ale w tej sytuacji to nie było takie proste.
    -Tak. - odrzekł najspokojniej w świecie.
    -I mi nie powiedziałeś?! - prawie krzyknęłam. Czegoś takiego nie można potraktować obojętnie, wiedział coś co dotyczyło mnie, powinien mi wyjaśnić, pomóc zrozumieć. Wczoraj prawie nie spałam rozmyślając nad swoim teraźniejszym i przyszłym życiem, mógł mi tego oszczędzić. Nie wiele brakowało, żebym się na niego rzuciła, zwłaszcza kiedy zobaczyłam jego obojętny wyraz twarzy. Nic go nie obchodziły moje uczucia. No, nie powiem, trochę mnie to zabolało...
    Moje mordercze zamiary przerwała Sam informując nas z góry, że dotarliśmy na miejsce. Nawet tego nie zauważyłam.
    Stanęłam na klifie i momentalnie zapomniałam o gniewie, ogólnie zapomniałam o wszystkim. Widok był olśniewający. Wzburzone fale obijały się o wystające skały i ścianę klifu. Nad głowami przelatywały mewy wydając swoje charakterystyczne odgłosy, a gdzieś w oddali w świetle słońca, pobłyskiwała latarnia morska. Tak długo czekałam na świeże, morskie powietrze i oto jest, już nawet upał mi tak nie przeszkadzał. Reszta moich towarzyszy przyglądała się krajobrazowi z podobnym wyrazem twarzy. Przy czymś takim, trudno nie wpadać w zachwyt.
    -Jak myślicie? Gdybym stąd skoczył, mógłbym się zabić? - zapytał Jhon wprawiając mnie w osłupienie. Co miał na myśli?
    -Demona zabija tylko Diable Szkło - odrzekła obojętnie Sabin, z uwagą przypatrując się jakiemuś kamieniowi. Jak na moje oko, nie było to nic niezwykłego, ot kamień, ale kto jak woli...
    -Jhon? Chcesz się przekonać? - zapytał Ash, szacując mniej więcej czas spadania.
    -Za nic, stary! Wolę nie ryzykować - szybko zaprzeczył brunet, zapewne obawiając się, że Ashowi wpadnie do głowy zrzucenie go z klifu. Jakby na potwierdzenie tej tezy, Jhon odsunął się od krawędzi przepaści.
    -To ja skoczę - oznajmił Ash.
    -Ta, jasne - rzuciłam kpiąco.
    -Nie wierzysz, że to zrobię?
    -W sumie mało mnie to obchodzi, i tak już zalazłeś mi za skórę. Jak dla mnie możesz sobie skakać - odrzekłam zimno, jeszcze mi nie przeszła złość na niego.
    -Okej, no to skoczę - oznajmił ściągając buty.
    -Okej - rzuciłam obojętnie.
    -Dobra.
    -Dobra.
    -To skaczę.
    -To skacz.
    Stałam tak z założonymi rękoma, podczas gdy on podchodził coraz bliżej krawędzi. Serce automatycznie zaczęło mi szybciej bić, chociaż i tak wiedziałam, że tego nie zrobi. To było dobre 60 metrów w dół, nawet ktoś bez lęku wysokości dostaje zawrotów głowy na takiej wysokości. Sam i Jhon w milczeniu przyglądali się naszej wymianie zdań, a Sabin nadal zajmowała się swoim kamieniem kompletnie nie zwracając na nas uwagi.
    Ash stanął tyłem do przepaści i popatrzył mi prosto w oczy. Zachwiał się na piętach i runął w dół, a mi zabrakło powietrza, aby krzyknąć...
    Zbiegałam przez las ile sił w nogach. Modliłam się, aby nie było za późno. Moja świadomość podpowiadała mi, że taka śmierć dla demona jest niemożliwa, ale do cholery jasnej, to jednak 60 metrów, mógł sobie coś zrobić! Łzy złości zapiekły mnie w oczy, to moja wina, po co go tak podpuszczałam?! Jeżeli coś mu się stało, to nie wybaczę sobie tego do końca życia! A jeżeli to już koniec? Zapamięta mnie jako wredną wiedźmę. Nie miałam prawa się tak na niego wściekać, to jego sprawa czy chciał mi o tym powiedzieć czy nie. Boże, jaka byłam głupia! Przypomniałam sobie jego spojrzenie tuż sprzed skoku, jak zawsze w jego oczach igrały te kpiarskie ogniki, które może i były irytujące, ale były przeznaczone tylko dla mnie, należały do mnie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Biegłam najszybciej, słyszałam za sobą głosy przyjaciół, Sabin chciała wiedzieć co się stało, ale nikt nie miał czasu jej wyjaśnić. Z każdą sekundą droga zdawała mi się przedłużać, nie miałam czasu. Szybko przeskoczyłam przez nie wielkie krzaki i pobiegłam w stronę, z której słyszałam odgłos morza, powinnam dobiec tędy na plaże.
    Wbiegłam na suchy piasek i rozpaczliwie zaczęłam szukać Asha, albo chociaż czegoś co by dowodziło na to, że żyje. Jednak nic takiego nie widziałam i coraz bardziej zaczęło mi się zbierać na płacz. Do cholery, gdzie jesteś palancie?!
    Dołączyła do mnie reszta i zaczęła nawoływać bruneta po imieniu. Po kilku sekundach, które dla mnie były jak godziny, z wody wyszedł Ash. Oprócz paru zadrapań na rękach wyglądał na całego.
    Nie wiele myśląc, podbiegłam do niego i w napadzie furii, poczęłam walić go pięściami po klacie, czułam jak łzy spływają mi po policzkach. Nawet w tej chwili, nie powstrzymałam się przed stwierdzeniem, że ma całkiem twarde mięśnie.
    Chłopak powoli mnie objął i przytulił, jego ciepłe ramiona dość mocno i pewnie otulały moje wątłe ciało. Uspokoiłam się, ale nie przestałam płakać, w sumie straciłam już nad tym kontrolę. Pomyślałam, że mogłabym tak zostać na zawsze, ale w porę oprzytomniałam i gwałtownym ruchem go odepchnęłam. Zrobił zbolałą minę i chwycił się za brzuch.
    -Carmen, ranisz mnie.
    -Przestań pieprzyć - warknęłam cała spąsowiała. Nie powinien teraz mówić takich rzeczy. Przyjaciele przyglądali nam się zdumieni. Czułam się jak aktorka w jakiejś tandetnej telenoweli, odgrywająca rzewną scenkę.
    -Ale ja mówię serio - oznajmił i odsłonił miejsce, za które jeszcze przed chwilą się trzymał.
    Na jego brzuchu znajdowała się głęboka czerwona szrama. Spadając, musiał zahaczyć o skałę. Na myśl o tym przebiegł mnie dreszcz po plecach.
    Zrobiłam się jeszcze bardziej czerwona, uświadamiając sobie, że chodziło mu o coś zupełnie innego niż ja sobie pomyślałam. Boże, co ze mnie za kretynka!
    Ash wsparł się na ramieniu Jhona i z jego pomocą dotarliśmy do domu.
    Po obiedzie, Nicol poprosiła mnie i Asha na rozmowę. Kiedy wróciliśmy z wycieczki była przerażona widokiem poharatanego chłopaka, ale szybko wysłała do niego swojego weterynarza. Już wiem, że będę mu to wypominała do końca życia, o ile jeszcze się do niego odezwę. Tym razem chodziło o naszego pomocnika, nadal nie mieliśmy przydzielonych zwierząt.
    -Tak jak mówiłam, wam pomoże Ann.- Wskazała ręką na dziewczynę, która pojawiła się za jej plecami.

    Była ładna, nawet bardzo. Jasnobrązowe włosy i miodowe oczy. Delikatnie wystające kości policzkowe, a kiedy się do nas uśmiechnęła (a właściwie do Asha), na jej twarzy pojawiły się urocze dołeczki. Była mniej więcej w naszym wieku, a kiedy sprawdziłam jej aurę, przekonałam się że jest zmiennokształtnym, a dokładniej tygrysołakiem. Och, jak świetnie, akurat Patronem Asha jest tygrys, co za zbieg okoliczności. Nie, to, żebym była zazdrosna...

    OdpowiedzUsuń

  8. Zauważyłam, że brunet się na nią bezczelnie gapi i przypomniało mi się, kiedy tak samo patrzył na mnie pierwszego dnia w stołówce. Boże, to było zaledwie kilka dni temu, a tyle się zmieniło. Spuściłam wzrok. Poczułam jakby coś wbijało mi się w serce, kiedy zobaczyłam, ten kpiarski, charakterystyczny dla niego uśmieszek. Uśmiech, który należał do mnie, moja prywatna przyjemność z przebywania z nim spadła teraz na kogoś innego. Kogoś kto pobijał mnie urodą i pewnością siebie. Dlaczego to tak cholernie boli?
    Parę minut później zamknęłam się u siebie w pokoju, zaraz po tym kiedy nasza nowa znajoma zaproponowała nam ( mówiąc nam mam głownie na myśli Asha) wspólny wypad na miasto. Kiedy Ash się zgodził, miałam pewność, że nie będę tam mile widziana, więc kiedy Ann, jakby z przymusu na mnie spojrzała najgrzeczniej jak to było w tamtej chwili możliwe, odmówiłam. I tak znalazłam się w ciepłym łóżku z książką na kolanach i słuchawkami w uszach, tylko siłą woli powstrzymywałam się przed płaczem. W tej chwili, potrzebowałam się tylko zamknąć w swoim świecie i przez jakiś czas z niego nie wychodzić.
    Do czasu, aż to przestanie tak boleć...

    http://katalog-ocenialni.blogspot.com/2012/06/ppp-interpunkcja-zapis-wypowiedzi-w.html --- W tym linku masz napisane, jak poprawnie pisać dialogi c:
    Jeśli chcesz od czasu do czasu porozmawiać ze mną to zapraszam na gg - 44954380. Byłoby mi miło, gdybym mogła z kimś rozmawiać c:
    http://katalog-ocenialni.blogspot.com/2012/07/ppp-interpunkcja-ortografia-i-elementy.html --- Tu chyba pisze się o wtrąceniach itd.
    http://katalog-ocenialni.blogspot.com/2012/06/ppp-interpunkcja-wielokropek.html --- Wielokropki.

    Rozdział był niezwykle pasjonujący i szybko się wciągnęłam w czytanie c: Ja też się bałam o Asha... xD
    A propo szablonu... CUDEŃKO!
    Może zacznę pisać swoje opowiadanie od nowa i może wpadniesz później do mnie? :D sekret-istoty.blogspot.com

    Ps. Omg, ale ,,długi" komek wyszedł xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że ci się chciało to wszystko przepisywać O.o
      Ale dziękuję ;*
      Na pewno do cb wpadnę, ale nie wiem kiedy. Szkoła daje mi popalić :/
      Hehe, jeszcze raz dzięję za poprawę ;*

      Usuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ale się słodko zaczyna robić. :) Już się nie mogę doczekać, aż Carmen i Ash będą razem. ;D Interesuje mnie bardzo, skąd Ash wiedział, jaką aurę posiada Carmen..? Mam nadzieję, że to się niedługo wyjaśni. ;)
    Podoba mi się, jak opisujesz uczucia Carmen. Uczucia tak poplątane i niezrozumiałe, nawet przez samą właścicielkę. :D Kiedy czytam o jej uczuciach, mam wrażenie, że sama je odczuwam... Niesamowite. ^^
    Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział i mam nadzieję, że mnie poinformujesz.
    Pozdrawiam. tajemnice-leaterhead.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ale się dzieje. Nie mogę się doczekać nn. Zapraszam do siebie

    OdpowiedzUsuń