piątek, listopada 2

Rozdział 8




"Powrót"




   Jak nazwać uczucie, które nie chce cię opuścić a tylko dręczy na każdym kroku?
Smutkiem? Być może, ale to mało powiedziane. To uczucie bardziej przypomina dół, do którego wpadłam i coraz bardziej w nim grzęznę. Chyba tak wygląda depresja...
    Irytujące zważając na fakt przez kogo w nią popadłam. Chłopak, który jeszcze kilka dni temu był mi zupełnie obcym człowiekiem, teraz stał się sprawcą gorzkich łez. Łez wywołanych czymś jeszcze bardziej idiotycznym. Czymś co zwą miłością...
     Tak. Przyznałam się do tego, bo niby czemu mam okłamywać samą siebie? Co prawda, próbowałam, ale z marnym skutkiem, więc doszłam do dość oczywistego wniosku - kocham go, ale mu tego nie powiem.


    Całą poprzednią noc spędziłam na przetwarzaniu zebranych informacji.
  1.  Kocham Asha.
  2.  Ash kocha Ann.
  3.  Ann kocha Asha.
Wniosek: Jestem tylko zbędnym kołem. Powinnam się poddać i zachowywać jak zawsze. Ta, łatwo powiedzieć...







***



    Dlaczego tu jest tak gorąco?!
Właśnie stoję przed jednym z wybiegów, bo ktoś w dość dziwny sposób poprosił mnie o spotkanie. Otóż zaraz po wyjściu spod prysznica znalazłam niewielki liścik wciśnięty pod drzwi od pokoju. W treści było podane tylko miejsce i godzina. Żadnego podpisu, nawet daty musiałam się domyślać.
     Przez jeden głupi ułamek sekundy myślałam, że to Ash chce się ze mną zobaczyć, ale szybko oprzytomniałam. Musiałam powrócić do normalności za wszelką cenę, a tego typu fantazję w żaden sposób mi nie pomagały.

- Jednak przyszłaś.
 Tuż za mną rozległ się dźwięczny głos.Odwróciłam się i ujrzałam moją nową znajomą odzianą w uroczą sukienkę w kolorze lilii. Było by szkoda, gdyby się ubrudziła...
    Więc to ona, ale czego ode mnie chciała? Jakoś denerwował mnie jej widok. Ach, ta zazdrość...
- Szkoda, że wczoraj z nami nie poszłaś. Ash jest naprawdę uroczy, a do tego potrafi być taki szarmancki. - Uśmiechnęła się z wyższością, a ja posłałam jej chłodne spojrzenie.
- Tylko po to mnie tu sprowadziłaś? Żeby powiedzieć mi o czymś o czym wiem już od dawna? - Uśmiechnęłam się uprzejmie. Skoro dziewczyna chciała wojny, to będzie ją miała.
- Nie. - Zmroziła mnie wzrokiem. - Chyba nie masz jeszcze przydzielonego zwierzątka, nie? 
  Otworzyła furtkę jednym z kluczy i weszła na wybieg, a ja podążyłam za nią.
Wyglądał dość dziwnie, na jego terenie znajdowały się tylko dwa drzewa, kilka skał i mini jeziorko. Jak na moje oko nie było tu żadnego zwierzęcia.
   Wtem coś wskoczyło mi na plecy. Coś ciężkiego i warczącego. Instynktownie odbiłam się od ziemi i w zadziwiającym tępię przeskoczyłam na druga stronę wybiegu, automatycznie przybierając pozycję drapieżnika szykującego się do ataku. Czułam jak każdy z moich mięśni się napręża. Swoją drogą miałam tych mięśni całkiem sporo jak na człowieka. A no tak, jestem demonem. 
   Kilka metrów ode mnie stał dorosły i zapewne doświadczony samiec pantery. On także przybrał agresywną postawę. Jakiś czas w napięciu mierzyliśmy się wzrokiem, aż w końcu ten zaatakował. Jednak to ja okazałam się szybsza i  w odpowiednim momencie uskoczyłam w bok. Pantera zaatakowała po raz drugi i tym razem sięgnęła mnie łapą, w wyniku czego na moim prawym policzku pojawiła się głęboka rysa.
      Kątem oka zauważyłam, że na wybieg wchodzą pracownicy i próbują złapać mojego napastnika. Postanowiłam im trochę pomóc i szybko wskoczyłam na siatkę ogrodzenia, czym zagoniłam zwierzę w pułapkę, gdyż treserzy otoczyli je z dwóch stron. Pogratulowałam sobie pomysłowości i bezpiecznie przeszłam przez ogrodzenie kierując się w stronę domu.
    Podczas tej nieoczekiwanej walki czułam tylko chłodne opanowanie i pewność zwycięstwa. W tamtej chwili musiało obudzić się we mnie zwierzę. W końcu zrozumiałam kim tak naprawdę jest Patron. Jest przyjacielem i częścią mnie. Teraz wiedziałam, że mogę mu ufać.
     Tak bardzo zagłębiłam się w swoich przemyśleniach, że nawet nie zauważyłam depczącej mi po piętach Ann.
- Boże, przepraszam. Naprawdę nie wiem co się stało. Enrice był zawsze spokojny. -  Wyglądała na autentycznie przerażoną, ale pewnie dlatego, że gdyby coś mi się stało, wyleciałaby z roboty.
- Nie martw się. Działam tak na facetów. - Spróbowałam zażartować, ale ta chyba mnie nie zrozumiała. W życiu nie dogadam się z tą dziewczyną...
- Jesteś pewna, że nic ci nie jest?
- W stu procentach.
- To dobrze. Tylko nie wspominaj nic Nicol, po co ją martwić? - Uśmiechnęła się przerażająco sztucznie i skierowała swoje kroki w kierunku jednego z wybiegów. Wybiegu dla tygrysów...




   Gdy weszłam do salonu, twarze wszystkich z przerażeniem zwróciły się w moją stronę. Cholera, zapomniałam o ranie na policzku. Sam szybko do mnie podeszła oczekując wyjaśnień. Powiedziałam wszystkim, aby się nie martwili i wraz z rudowłosą udałam się do apteczki. Rozcięcie okazało się głębsze niż przypuszczałam, ale na szczęście byłam demonem. Za kilka minut po rysie nie będzie śladu.
      Opowiedziałam wszystko mojej przyjaciółce, zdobywając się nawet na odwagę i wyjawiłam jej swoje uczucia względem Asha.
      Skomentowała je krótkim tańcem triumfu i szerokim uśmiechem.
- Wiedziałam! Ja to po prostu czułam! Oj, złotko. Starej Sam nie oszukasz. Miłość to ja mam w jednym paluszku.
- Ale z czego ty się cieszysz?! To tragedia!
- O czym ty mówisz? - Spytała zdziwiona.
- Ashowi podoba się Ann. - Wyjaśniłam jej pokrótce jaką rolę pełnie w tym błędnym kole, niestety w połowie nam przerwano i musiałyśmy udać się na kolację.Mimo moich relacji, Sam nadal uważała, że będziemy razem. Co za uparta istota...




***

   Od tamtego dnia, starałam się unikać Asha. Świetnie się bawił w towarzystwie szatynki, więc cieszyłam się jego szczęściem... Och, kogo ja oszukuję? Tak naprawdę, życzyłam im bliskiego spotkania z nosorożcem. No cóż, nigdy nie byłam wyrozumiałym stworzeniem. 
   Ponieważ mój podopieczny mnie nie zaakceptował, całe dnie miałam wyłącznie dla siebie. Postanowiłam nie marnować tego czasu i zaczęłam ćwiczyć kontrolę nad Żywiołem. Szło mi całkiem dobrze, pomijając fakt, że wywołałam dwudniową burzę śnieżną. Przynajmniej klimat trochę się ochłodził.
    Z każdym dniem nabierałam wprawy i jako tako zaakceptowałam swoją Moc.






***

     W  końcu nadszedł dzień wyjazdu. Ze smutkiem żegnałam plaże, klify i poniektóre osoby.
    Na śniadaniu Nicol wygłosiła krótką przemowę, życząc nam tym samym szczęścia i bezpiecznej drogi powrotnej. Pół godziny później przy akompaniamencie słów typu "Będę tęsknić" lub "Zadzwonię" wyjechaliśmy z rancza spiesząc się na pociąg. Nie którzy z nas dość mocno przywiązali się do swoich podopiecznych, np. Luke chciał przemycić jednego z jastrzębi w plecaku.
    Nie mogłam strawić obecności Ann w autokarze. Szatynka postanowiła odwieźć nas, aż  na peron. 
     Przez ostatni tydzień kleiła się do Asha jak wyjątkowo nachalny rzep. A Ash, no cóż, zapomniał, że w ogóle istnieje osoba o imieniu Carmen. Mijał mnie na korytarzu, przebywając w tym samym pomieszczeniu nawet się słowem nie odzywał. Przez ostatni tydzień liczyła się tylko Ann. To ona siedziała z nim w stołówce, to ona chodziła z nim na spacery. Ann tu, Ann tam, wiecznie tylko ona. Mnie już nie było. I nie będę ukrywać, że dość często płakałam z tego powodu. To mnie po prostu przerastało.
      Gdyby nie Sam, która całymi dniami potrafiła ze mną siedzieć i mnie rozśmieszać, chyba bym oszalała z rozpaczy. Swój stabilny stan, powinnam chyba zawdzięczać także codziennym treningom z Żywiołem i Patronem, gdzie mogłam wyładować swoją frustrację.



    Podróż na peron okazała się krótsza niż przypuszczałam. Mieliśmy jeszcze godzinę do przyjazdu naszego pociągu, więc się rozdzieliliśmy. Sam, Jhon, Luke i Rob znaleźli salon gier i tam postanowili spędzić wolny czas, natomiast Tyler, Sabin i Patrice udali się w stronę centrum handlowego położonego po drugiej stronie ulicy. Swoją drogą, Patrice podczas tego wyjazdu była przerażająco miła, parę razy nawet rozmawiałyśmy o czymś innym niż ulubionym kolorze lakieru do paznokci.
     Ash i jego nowa "przyjaciółka" postanowili posiedzieć przez ten czas w kawiarni. Rzuciłam tylko okiem w ich kierunku i razem z Nel poszłyśmy poszukać sklepu z pamiątkami.
      Długi czas krążyłyśmy po mieście nie mogąc znaleźć nic takiego, aż w końcu zrezygnowane wylądowałyśmy na niewielkim placu, który pełnił rolę rynku. Wskazywała na to okazała fontanna położona po środku placu i rząd ławeczek ustawiony wzdłuż linii drzew. Usiadłyśmy na jednej z nich dysząc ze zmęczenia.
- Mam dość! - Sapnęła Nel wachlując się ręką.
    Było strasznie gorąco i przez moment zastanawiałam się, czy mogłabym znowu wywołać nawałnicę, ale szybko odrzuciłam ten pomysł. Co by ludzie powiedzieli na widok białego puchu, o tej porze roku?
- Mam ochotę na coś chłodnego - powiedziałam dostrzegając po drugiej stronie ulicy, budkę z lodami. - Jaki chcesz smak? - spytałam gdy Nel podążyła za moim wzrokiem.
- Truskawkowy.
- Dobra, zaraz wracam.
   Szybko przebiegłam przez plac i ustawiłam się w kolejce. Stąd nie mogłam dostrzec co robi moja przyjaciółka, gdyż zasłaniały mi ją gęste korony drzew. Ja na jej miejscu popływałabym w fontannie. Ale to ja.
    Przede mną stał spory tłumek ludzi, więc doszłam do wniosku, że trochę sobie poczekam.
     Spacerując z Nel, zauważyłam, że dziwnie się zachowuje.Już kilka razy przyłapałam ją na gorączkowym rozmyślaniu nad czymś. Marszczyła wtedy brwi i uporczywie wpatrywała się w jakiś punkt przed sobą. Parę razy próbowała też ze mną porozmawiać, ale zawsze w najważniejszym momencie zmieniała temat. Coś ją gryzło, a ja nie chciałam naciskać. Wierzyłam, że powie mi wszystko kiedy będzie gotowa.
       Teraz sobie przypomniałam, że na ranczu widywałam ją tylko podczas posiłków. Sabin mówiła, że brunetka całe dnie spędza na strychu w towarzystwie swojego podopiecznego i przegląda jakieś papiery.
     Dlaczego Nel poświęciła całe wakacje na ślęczeniu przy makulaturze?  Co tam było takiego ciekawego, że aż tak ją pochłaniało? I czemu siedziała tam z odpowiednikiem swojego Patrona?
      Nagle przed oczami stanęła mi Nicol, która kilka dni temu postanowiła poopowiadać mi trochę o Patronach. Twierdziła, że feniksy to ponad przeciętnie inteligentne i spostrzegawcze stworzenia. Może Nel coś odkryła? Coś co nie daje jej spokoju. Muszę ją o to zapytać.
       Zapłaciłam za lody i wróciłam na rynek, jednak nigdzie nie dostrzegłam brunetki. Coś mi tu nie pasowało. Nel na pewno by mnie nie zostawiła, Sam czy Jhon owszem, ale nie Nel.
        Zaniepokojona postanowiłam zdać się na swojego Patrona i uaktywniłam zmysł węchu. Długo to ćwiczyłam, więc byłam niezła. W jednej chwili poczułam znajomy zapach mojej przyjaciółki. Napływał on z zachodu, więc ruszyłam w tamtym kierunku. Zmusiłam swoje nogi do maksymalnego przyspieszenia. Mijani przeze mnie ludzie rozmywali się jak drzewa obserwowane przez szyby jadącego samochodu. I tak jak podczas jazdy samochodem, zaczęło mi się robić niedobrze, więc odwróciłam wzrok. 
          Zaczęłam się jeszcze bardziej niepokoić, gdy odkryłam, że Nel cały czas się przemieszcza i to znacznie szybciej niż ja. Ona sama z siebie nie mogła by tak szybko biec. Coś było nie tak.
           Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że skupiam się tylko na jej zapachu. Dlaczego w takich chwilach nie potrafię logicznie pomyśleć? Szybko rozszerzyłam zakres węchu i spanikowana przyspieszyłam. Ktoś był z nią. Dwaj mężczyźni. Śmierdzieli krwią moich braci. Błyskawicznie pojęłam, że mam do czynienia z agencją. 
   O Boże! Nel...




Dziękuję, że są osoby, które czytają mojego bloga. Cieszę się, że jesteście. <3





5 komentarzy:

  1. Nowy rozdział! Tak dawno nie napisałaś nic nowego, że już zaczęłam się martwić, że masz długi brak weny. Rozdział jest jednak napisany dobrze, więc nie mam się już o co martwić, choć mam nadzieję, że kolejny post pojawi się szybko.
    W sumie rozumiem, że Carmen bardzo się przejęła Ann i Ashem, ale zaczęła już rozpaczać po ich jednym wspólnym wyjściu. Co prawda jej przeczucia się sprawdziły, ale ja na jej miejscu nie dramatyzowałabym aż tak bardzo już pierwszego dnia. No cóż, ale jak widać znajomość Asha i Ann zaczęła kwitnąć. Szkoda mi Carmen, bo Ash zdecydowanie nie zachowywał się w porządku w stosunku do niej (co nie zmienia faktu, że i tak uwielbiam tę postać). No ale z drugiej strony może próbował tylko wzbudzić w Carmen zazdrość, bo coś nie chce mi się wierzyć, że on nie czuje nic do dziewczyny. Ale jeśli jego zamiarem było wzbudzanie zazdrości, to chyba trochę przegiął. Powinien mieć jakiś umiar, bo dziewczyna przez niego cierpiała. No ale na szczęście wycieczka się skończyła i prawdopodobnie Ash i Ann już więcej się nie spotkają, z czego bardzo się cieszę. Mam nadzieję, że wszystko między chłopakiem a Carmen wróci do normy i że wyjaśni się, czemu Ash ignorował dziewczynę. W każdym razie rozdział cudowny, wzbudził we mnie wiele emocji (przede wszystkim nienawiść do Ann i złość na Asha), czyli został świetnie napisany. Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością i zapraszam w wolnej chwili do mnie, bo u mnie również pojawił się nowy rozdział
    koszmar-na-jawie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam wczoraj i wiesz co? Przez to gonienie Nel w nocy śniło mi się, że jestem demonem i mam swoją bandę. I dogonili nas ci z agencji, ale odpuścili nam o.O To się nazywa właśnie moja chora wyobraźnia x.x
    Co do rozdziału: współczuję Carmen. Ash zajął się tą głupią Ann. Nie sądzę, żeby nie wiedziała, że pantera będzie rozwścieczona... Może to głupie podejrzenie z mojej strony, ale po prostu nie umiem podejść do tego inaczej.
    Niemniej jednak liczę na to, że Carmen (Boże, jak ja lubię to imię!) sobie jeszcze ułoży z Ashem.
    Przeraziła mnie końcówka Twojego rozdziału - co chce agencja? Okejka, chce wyrżnąć demony... Mam nadzieję, że bez ofiar z demonów obędzie się odbijanie Nel z łapsk tych całych... no właśnie, kim oni są, oprócz tego, że agencją?
    Pozdrawiam! ;*

    PS: Ze zdaniem "Śmierdzieli krwią moich braci" skojarzyłam sobie cytat "Tak śmierdzą tylko pingwiny i niektóre zakonnice" xd
    PPS: Zapraszam do siebie, na http://bkk-szukajac-szczescia.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla mnie wcale nie jest takie oczywiste, że Ash zakochał się w Ann. Oczywiście może jest nią zauroczony, w końcu nie bez powodu spędzałby z nią tak wiele czasu, ale mam wrażenie, iż to uczucie opiera się bardziej na fizyczności. Dlatego dla Carmen jest jeszcze nadzieja. Ogólnie wiem, jak to jest czuć się jak piąte koło u wozu, kiedy w grę wchodzi miłość, dlatego mogę z całym przekonaniem stwierdzić, że to coś naprawdę paskudnego.
    Trochę szkoda, że nastąpił wyjazd, ten pobyt przyniósł ze sobą naprawdę wiele niespodzianek. Ale takie pytanie: czy teraz Ash i Ann rozstaną się już na stałe? Przyznam, że to najbardziej mnie zastanawia xD
    No i oczywiście ta końcówka... Dziwaczne zachowanie Nel również zwróciło moją uwagę. Może dziewczyna po prostu dowiedziała się o czymś przykrym i nie potrafi się z tym w żaden sposób pogodzić? Albo jest to coś, co dotyczy wszystkich jej pobratymców, co znakomicie wyjaśniałoby jej zamyślenie... Myślałam, że rozdział zakończy się spokojnie, a tu taka niespodzianka! Czy uda się ocalić Nel z rąk agencji? Mój Boże, mam nadzieję, że tak, bo już zdążyłam ją polubić. Oby tylko Carmen nie działała w pojedynkę, bo to nie zaprowadzi do niczego dobrego.
    Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy. Naprawdę lubię to opowiadanie, dlatego mam nadzieję, iż następny rozdział ukaże się szybciej :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj.
    Jestem Idariale, zastępca naczelnika z ocenialni Fair Gaol.
    Oceniająca Clouds, od której wyczekiwałaś oceny, odeszła. Wobec zaistniałej sytuacji prosiłabym, abyś wybrała inną oceniającą. W przeciwnym wypadku Twój blog pozostanie w wolnej kolejce.

    Pozdrawiam,
    Idariale

    OdpowiedzUsuń
  5. Moim zdaniem Ash zakochał się w Ann ;) Jestem tego niemal pewna!
    Znalazłam twojego bloga dzisiaj i wszystkie rozdziały przeczytałam od razu, tam bardzo wciągnęła mnie ta historia. Mam nadzieję, że szybko pojawi się nowy rozdział, bo jestem ciekawa co stanie się dalej!
    ps. Niedawno zaczęłam pisać swoje własne opowiadanie, czy mogłabyś wejść i przeczytać? chciałabym wiedziec co o nim myślisz ;) to mój blog : http://mojezycie1mojasprawa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń