sobota, grudnia 1

Rozdział 9


"Śmierć czeka każdego"





                 Pociąg. Jego miarowe dudnienie uspokaja mnie. Tak było zawsze. Pamiętam, że będąc dzieckiem to był mój ulubiony środek transportu. Pola i lasy przewijające się za oknem wzbudzały fascynację, a oczekiwanie na kontrolera biletów było najciekawszym zajęciem.
              Dzieciństwo. Było chyba najnudniejszym okresem w moim życiu, ale i jednocześnie najbezpieczniejszym. Beztroska, radość i idiotyczne wyobrażenia przyszłości. Zawsze myślałam, że będę sławna, że śmierć mnie nie dosięgnie. Przyjaciele zawsze będą mnie wspierać, a mężczyźni będą klękać u mych stóp.            Tak, nie ulega wątpliwości, że byłam bardzo ambitnym i naiwnym dzieckiem. 
    Byłam...

- Carmen, błagam odezwij się! Co tam się  stało?!
- Nic ci nie jest?
- Jak do tego doszło?
- Dlaczego poszłaś tam sama?!
- To nie twoja wina!
- Carmen, proszę...
  Głos Asha przebił się ponad wszystkie. Obok niego, wiernie czuwając stała Ann. Jeszcze kilka godzin temu, z nieskrywaną wrogością zapytałabym co tu robi?; i dlaczego jedzie z nami do domu. Ale teraz było mi to obojętne. Może dlatego, że liczył się tylko on? A może dlatego, że już się pogodziłam ze swoją porażką?  
       Mimo wszystko, zauważyłam, że w jego zachowaniu coś się zmieniło. Patrzył na mnie z troską.
    Tak jak mówiłam, jeszcze kilka godzin temu zachowałabym się inaczej niż teraz. Cieszyłabym się widząc swoje odbicie w jego czekoladowych tęczówkach. Jednak w tym momencie czułam tylko zimną obojętność. Dlaczego?
   Możliwe, że dlatego, iż kilka godzin temu moja przyjaciółka umierała na moich oczach...




     Kazali mi się przespać, odpocząć. Sami bardzo źle to przyjęli, wszyscy płakali. Jednak ja nie mogłam zasnąć. Za dużo widziałam...
    Wspomnienia sprzed kilku chwil zaczęły na mnie napierać. Zanikały i pojawiały się z jeszcze większą mocą, ukazując jeszcze więcej szczegółów.

      Było ich dwóch. Myślałam, że sobie poradzę, przecież z taką łatwością zabijałam ich braci niemal codziennie. Zmylili mnie. Czułam się zbyt pewnie, nawet nie uważałam za dziwne wysyłać tylko dwóch ludzi do zabicia dwóch demonów. Gdyby byli normalni, tacy jakich zabijałam na ulicach Londynu, to na pewno dałabym sobie radę! Dlaczego nie zauważyłam zmian jakie w nich zaszły?! Może wtedy byłabym bardziej przygotowana na to co mnie czeka.
   Przypomniałam sobie ostatnie minuty jej życia, a łzy same zaczęły spływać po policzkach. Zacisnęłam powieki. Musiałam dać upust emocjom. Pozwoliłam napływać wspomnieniom na nowo.


   Zaprowadzili mnie do opuszczonego magazynu. Od początku wiedzieli, że za nimi podążam, a ja ślepo wierzyłam, że ich zaskoczę. Założyli kajdanki na ręce Nel. Schowana za starymi skrzyniami zastanawiałam się dlaczego nie używa swojej mocy, przecież z łatwością by się ich pozbyła. Wtedy zauważyłam, że z pozoru zwykłe kajdanki mają dziwną czarną poświatę, szybko pojęłam, że to blokuje naszą Moc i osłabia nasz organizm. Nel nie mogła nic zrobić, sama musiałam się nimi zająć. Zawsze dobrze czułam się w walce, może sprawiała to moja wrodzona buntowniczość, a może mój długo skrywany Patron. Chwyciłam najbliżej leżącą zardzewiałą rurę i ruszyłam na pomoc przyjaciółce, jednak oni zdawali się tylko na to czekać.
    Poruszałam się szybko, zdecydowanie za szybko, żeby ludzki wzrok mógł uchwycić jakikolwiek ruch. Zbliżyłam się do najwyższego mężczyzny z karkiem drwala i zamachnęłam się celując w głowę. Metal głucho odbił się od jakiegoś żelastwa, którym chłopak błyskawicznie odparował mój atak. Oniemiała nie mogłam nic zrobić, kiedy jednym ruchem wybił mi broń z ręki. Rura odbiła się od ściany i upadła dobre sześć metrów ode mnie. Mogłabym ją zabrać, gdyby drugi z porywaczy nie zaszedł mnie z drugiej strony. Nie miałam czasu do zastanawiania się jakim cudem zrobił to tak szybko, bo właśnie dusił mnie od tyłu jakimś metalowym drążkiem. Zaparłam się i próbowałam się szarpać, ale wiedziałam, że nic mi to nie da. Energicznym ruchem wbiłam mu łokieć w brzuch. Chłopak zgiął się w pół i zaczął siarczyście klnąć. Wykorzystałam zamieszanie i podbiegłam po broń łapiąc po drodze drążek, którym mnie przyduszał. Nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo w tej chwili bolała mnie krtań, facet musiał mi coś uszkodzić. 
      Po raz kolejny zamierzyłam się na wyższego z przeciwników i tym razem powaliłam go kopniakiem w żebra, zatoczył się i upadł na ścianę. Póki jednego miałam z głowy, chciałam się zająć drugim, ale nigdzie go nie widziałam. Nie miałam czasu sprawdzać czy gdzieś tu jest. Szybko podbiegłam do Nel, która leżała twarzą zwróconą ku ziemi, te kajdanki ją tak osłabiały. Chwyciłam za łom, który leżał niedaleko i rozwaliłam ten diabelski wynalazek, modląc się jednocześnie by nie uszkodzić jej rąk. Pomogłam jej wyswobodzić się z resztek żelastwa, uważając by tym samym go nie dotknąć i spróbowałam ją unieść. Musiałyśmy się stąd wynosić.         Nogi dziewczyny ugięły się i całym ciałem naparła na mnie, posyłając nas na ziemię. Brunetka nie była w stanie otworzyć do końca oczu. To coś co miała na rękach, zabrało jej więcej siły niż przypuszczałam. Usiadłam i patrzyłam jak z wielkim wysiłkiem szuka czegoś w kieszeni, podczas gdy ja rozglądałam się ze zdenerwowaniem. Ten koleś mógł wrócić w każdej chwili. Wyjęłam szybko telefon i wykręciłam numer do Sam. Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam?
- No co tam, Carmen? Śpieszcie się, zaraz mamy pociąg...
- Sam, błagam nie mam czasu. Musisz odszukać mnie i Nel, Agencja nas dopadła, nie wiem gdzie jesteśmy, szukaj nas za pomocą węchu, błagam pośpiesz się - mówiłam coraz szybciej i z coraz większą paniką, gdy usłyszałam, a właściwie poczułam zbliżających się tu ludzi. Było ich pięciu, a może sześciu, nie miałam czasu na dokładne obliczenia. Szli tu po nas. Spróbowałam jeszcze raz podnieść Nel, ale skończyło się to tak jak za pierwszym razem. Tyle, że po tym upadku nie mogłam złapać tchu, zaczęłam spazmatycznie łapać powietrze, a brunetka leżała przede mną nadal próbując coś znaleźć. Złapałam się za gardło i zaczęłam pluć krwią. Jeśli chodziło o obrażenia wewnętrzne, to goiły się one dłużej niż te zewnętrzne, nawet w przypadku demonów.
    W końcu mój oddech się wyrównał, ale wrogowie byli tylko przecznicę dalej. Za chwilę się tu dostaną. Szybko przestudiowałam całą sytuację i doszłam do wniosku, że nie dam rady nieść Nel, będę musiała walczyć i poczekać na przybycie przyjaciół. Miałam tylko nadzieje, że brunetka dotrwa do tego czasu...
     Stanęłam na przeciw wejścia, do którego zmierzali przeciwnicy, teraz wyczułam, że jest ich jednak pięciu. Otoczyli cały magazyn, a ja nie wiedziałam, z której strony padnie pierwsze uderzenie, dlatego oglądałam się niespokojnie na wszystkie strony jednocześnie osłaniając ciało Nel, które leżało u moich stóp.        Zauważyłam, że trzyma coś w dłoni. 
         Właśnie miałam zapytać co to jest, gdy szyba za mną pękła posyłając w moim kierunku odłamki szkła. Kilka z nich drasnęło moje ramię, a jeden wbił się w nogę. Nie zwróciłam na to uwagi, za bardzo skupiona na przeciwnikach, którzy wtargnęli do pomieszczenia otaczając mnie z każdej strony.           
     Ze zgrozą zauważyłam co trzymają w rękach. Diable Szkło. Wyglądało inaczej niż sobie wyobrażałam. Tak naprawdę wyglądało jak zwykły miecz z czasów średniowiecza, ale gdy się mu bardziej przyjrzało, zauważało się taką samą ciemną poświatę jak w przypadku kajdanek. 
        O Boże, kajdanki były zrobione z Diablego Szkła! Ta myśl zmroziła mi krew w żyłach. Nel nie miała szans, tego nie da się uleczyć. Łzy wściekłości zapiekły mnie w oczy. Jak mogli?! Jak mogli zrobić to mojej przyjaciółce?!
     Poczułam jak krew we mnie wrze, Patron zaczął się ujawniać. Oczy zmieniły kolor, a włosy samowolnie zaczęły się unosić. W każdej komórce ciała czułam moc. Popatrzyłam na każdego z nich, na ich wykrzywione w szyderczym uśmiechu twarze. Wyprostowałam się i skupiłam energię w dłoni. Zieleń rozświetliła pomieszczenie. Z mojej ręki wystrzelił słup mocy i sięgnął najbliżej stojącego mężczyzny, wbijając mu się w pierś. Chłopak padł martwy, a moc wróciła do mojej ręki. Znów spojrzałam na każdego z nich, tym razem patrzyli przerażeni. Poczułam zimną satysfakcję i uśmiechnęłam się pod nosem. 
       Kątem oka zauważyłam, że jeden z nich zachodzi mnie od tyłu.  Zamachnęłam ręką i silny powiew wiatru rzucił chłopakiem o ścianę. Krąg, który utworzyli przeciwnicy zaczął się zacieśniać. Napierali na mnie z każdej strony. Zamknęłam oczy i skupiłam się na energii, która mnie otaczała. Robiłam to podczas wolnych dni na ranczu. Włosy uniosły się w górę, a z całego mojego ciała buchnęła moc, która posłała przeciwników na ściany jednocześnie ich tam przytrzymując. Szarpali się i walczyli, ale na razie nie mogli nic zrobić. Moc powoli mnie opuszczała, zużyłam za dużo energii. Upadłam na kolana tuż przy ledwo oddychającej Nel. Spojrzała na mnie z uśmiechem i otworzyła usta, żeby coś powiedzieć. Dopiero za drugim razem udało jej się wydobyć dźwięk.
- Jestem z ciebie dumna, to...to było niesamowite. Żałuje, że już nigdy tego nie zobaczę.
- Nel, przestań... n-nie mów tak. - Słone łzy leciały po moich policzkach, jedna po drugiej, kapiąc na rękę brunetki.
- Carmen, musisz coś dla mnie zrobić. - Mówiła cicho i z wielkim trudem, ale uśmiechała się. 
      Nadal przytrzymywałam wrogów siłą woli, ale moja moc się wyczerpywała. Każdy miał jakieś ograniczenia. Słabłam, ale miałam nadzieję, że Sam i reszta niedługo się zjawią. Cholera, niech się pośpieszą!
     Brunetka otworzyła powoli dłoń, widziałam, że nawet taka czynność sprawiała jej ból, ale trzymała się twardo. Ta mała istotka, która zawsze bała się odezwać, bo obawiała się odrzucenia teraz uśmiechała się będąc na pograniczu śmierci. Serce zabolało mnie jeszcze bardziej, wiedziałam, że już nic nie da się zrobić. Ona tu umrze. Już nigdy nie usłyszę żadnej z jej opowieści, które znajdowała w starych książkach na strychu. Już nigdy nie zobaczę jej nieśmiałego uśmiechu i tego gestu gdy onieśmielona spuszczała głowę. Moja przyjaciółka tu umrze, a ja nic nie mogę z tym zrobić. Dlaczego, dlaczego ...
 - Carmen, przestań. - Spojrzałam na nią, oddychała z coraz większym trudem. Wyciągnęła rękę w moją stronę i wręczyła mi długi wisiorek z czarnym krzyżem ozdobionym białymi diamencikami.
- Proszę, ... noś to...cały czas na szyi, proszę. Zrób to ... dla mnie i ... i obiecaj, że przeżyjesz.
- Dobrze, o-obiecuję - załkałam i złapałam ją za rękę. Uścisnęła mnie delikatnie, a po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. Łza pożegnania.
         Zamknęła oczy i odeszła. Odeszła z uśmiechem na ustach...





    Nie wiem co działo się później, prawdopodobnie zemdlałam z wycieńczenia. Agencja musiała uciec, gdy spostrzegli moich przyjaciół, nie wiem co zrobili z ciałem Nel. Jhon stwierdził, że zabrali je ze sobą. Nie chciał powiedzieć mi nic więcej, ale wiedziałam o czym myśli. Agencja będzie robiła badania na ciele mojej przyjaciółki. Chcą nas lepiej poznać, żeby wiedzieć jak z nami walczyć. Nie potrafię tego zaakceptować. Nie mają prawa robić cokolwiek z Nel!

   Przyjrzałam się wisiorkowi, który podarowała mi przyjaciółka. Skąd go wzięła? Czy to przez to maleństwo całe dnie spędzała nad książkami? Założyłam go delikatnie na szyję. Był dość długi, dlatego znikał za koszulką. Nigdy go nie zdejmę. Obiecałam coś Nel i mam zamiar dotrzymać słowa.
      Usiadłam. Byłam w pociągu. No tak, wracaliśmy do domu. Z dziesiątki wróci tylko dziewiątka. Tym razem powstrzymałam łzy. Wyjrzałam przez okno i wypatrywałam krów pasących się na łące. Zastanawiałam się dlaczego czuję się tak dziwnie. Już nie chodzi o stratę bliskiej osoby, tylko o dodatkową pustkę. I wtedy pojęłam w czym rzecz.
     Razem z Nel odeszło poczucie bezpieczeństwa. 


   Oparłam się wygodnie o fotel i przymknęłam powieki wsłuchując się w odgłosy starej maszyny. 
Pociąg. Jego miarowe dudnienie uspokaja mnie.








                                                                ***

No dobra, akcja zaczyna się rozkręcać. Mam nadzieje, że choć trochę wzruszyliście się na tym rozdziale. Musze poćwiczyć z takimi opisami, bo nie wychodzą mi tak jakbym chciała :/

Nie wiem, kiedy będzie kolejny rozdział. Nie piszę systematycznie, po prostu kiedy nawiedzi mnie wena. Stwierdziłam, że to dużo prostsze i wygodniejsze. ;)

   

16 komentarzy:

  1. Może zacznę od tego, że to bardzo dobrze, że nie piszesz na siłę systematycznie, tylko wtedy, kiedy masz pomysł i wenę. Bez sensu jest zmuszać się do pisania, bo nie o to chodzi.
    Co się zaś tyczy samego rozdziału, to wyraźnie widać, że Ash martwi się o Carmen, co tylko dowodzi, że dziewczyna trochę za bardzo przejęła się jego nową znajomą. Wiedziałam, że nie ma czemu dramatyzować, czuję, że Carmen kiedyś wreszcie będzie z Ashem ;p
    No a jeśli chodzi o opis śmierci przyjaciółki Carmen, to był całkiem udany, chociaż zależy jeszcze, co chciałaś przez ten opis osiągnąć. Jeśli zamierzałaś szczegółowo przedstawić przebieg zdarzeń, miejsce, w którym dziewczyna była uwięziona itp, to możesz być z siebie zadowolona. A jeśli celem było to, by czytelniczka stwierdziła "wow, naprawdę się wzruszyłam", to rzeczywiście musisz jeszcze trochę poćwiczyć. Ale przecież nikt nie pisze wszystkiego idealnie.
    Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie skomentowałam? O>O
    Wchodzę na bloga, żeby powiadomić, a tu: rozdział znam, ale nie ma mojego komentarza.
    Vivienne może mieć swoje zdanie, ale ja się wzruszyłam. Ale gusta czytelnicze są różne, a jak wiadomo - o gustach się nie dyskutuje.
    Ash... co do niego, to nie znam go zbyt dobrze. Nawet nie domyślam się jaki mógłby być, chociaż w sumie chyba tylko skrywa swoje prawdziwe ja. Mimo wszystko lubię jego postać, bo wiem, że kobiety ciągnie do mężczyzn, którzy z wierzchu wydają się być szorstcy, a pod maską twardości kryją się naprawdę czuli faceci, którzy kochają mocniej niż inni. Po prostu trzeba umieć odkryć ich uczucia.
    Carmen... oj, nasza biedna Carmen.

    Pozdrawiam i weny, bo czekam na następny! :D

    PS: No właśnie, jak już wcześniej pisałam - http://bkk-szukajac-szczescia.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam!

    Jestem oceniającą z Oceny Opowiadań. Zgłosiłaś się do mnie, bym oceniła to opowiadanie. Ponieważ jesteś teraz pierwsza w mojej kolejce, jestem w trakcie oceny.

    Chciałam się zapytać tylko ile masz lat oraz poprosić, byś już nic na blogu nie zmieniała.

    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam.

      Mam 14 lat i zgodnie z prośbą nie będę już niczego zmieniała.
      Dziękuję, że zgodziłaś się ocenić moje opowiadania, mam nadzieję, że ci się spodoba.

      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  4. Piękny blog ;)
    Będę stałym bywalcem.
    Proszę informuj mnie o nowych postach : www.eastofredsun.Blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. hej:) bardzo spodobał mi się ten blog:)ciekawie piszesz:) tylko tak dla pewności blog nie jest zawieszony czy coś:? zaglądam prawie codziennie a że nic nowego nie ma pomyślałam ze może zawieszony :) a szkoda by było bo bardzo podoba mi się to i jak piszesz :) pozdrawiam NoWa

    OdpowiedzUsuń
  6. Chciałam ogłosić, że zostałaś nominowana do The Versatile Blogger. <3 Informacje znajdziesz u mnie w:http://czarnyy-bez.blogspot.com/p/the-versatile-blogger.html. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Zostałaś nominowana do The Versatile Blogger : ) więcej informacji u mnie: http://zew-odmiencow.blogspot.com
    I przy okazji- świetnie piszesz <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej ;)
    Bardzo podoba mi się twój blog, zaciekawiłaś mnie i zapewniam cię, że będę twoją stałą czytelniczką. Mam nadzieję, że nie porzucisz tego bloga.
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zapraszam na mojego pierwszego bloga z opowiadaniami
    angeltenshihistory.wordpress.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej,
    Wpadłam na tego bloga przypadkiem, ale bardzo mi sięspodobał. Ciekawie piszesz.
    Trochę zmartwiłam się tym, że od dawna nie wstawiłaś nowej notki.
    eśli będziesz kontyunować tego bloga, jestem pewna, że będe z ciekawością czytała nowe rozdziały.
    Caren.

    OdpowiedzUsuń
  11. Uwielbiam Twojego bloga i z wielką chęcią ponownie na niego wchodzę. Niestety dawno nie ma dodawanych nowych rozdziałów, co mnie smuci. Mam tylko nadzieję, że w końcu napiszesz coś jeszcze. O ile jeszcze się tym zajmujesz.

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo podoba mi się to jak piszesz. Niestety od dłuższego czasu nie ma nowych rozdziałów. Mam nadzieje, że niedługo coś napiszesz. Było by szkoda gdybyś zawiesiła tego bloga.

    OdpowiedzUsuń
  13. To opowiadanie jest świetne ! popłakałam się przy tym rozdziale mam nadzieję, że jednak coś napiszesz bo byłaby szkoda jakbyś już nic nie napisała ;) ^^

    OdpowiedzUsuń
  14. To opowiadanie jest świetne, bo nie twoje. To opowiadanie jest plagiatem książki Ukochany nieśmiertelny i Porwana w mrok angielskiej pisarki Tiernan Cate i to nawet nie na jej podstawie, ale dokładnie przepisane słowo w słowo. To trzeba być bezczelnym aby przywłaszczać sobie książkę kogoś innego i jeszcze podawać, że to ty ją napisałaś. Lepiej usuń te opowiadanie, inaczej zgłoszę to do administratora blogspotu.

    OdpowiedzUsuń
  15. Czytałam obie te książki i z całym szacunkiem, ale plagiatem nazwać tego nie można. "Ukochany nieśmiertelny" to opowieść o NIEŚMIERTELNYCH a nie demonach , tam występuje magiya, a nie Żywioły. Jedyne co może wydawać się podobne to Dom, w którym moje półdemony znajdują schronienie. Nie ma tu żadnego tańca przy świetle księżyca ani run, czy magicznych kamieni. Nawet wątek romansu się różni i jest, jak już to podobny do wątku z "Dziewczyn z Hex Hall". Jeżeli jednak nadal uważasz, że to plagiat, to śmiało zgłoś to do blogspotu. I tak mam zamiar zająć się teraz drugim opowiadaniem.
    Dzięki za opinię i wogóle . Pozdrawiam .

    Aha, i jakim cudem to może być przepisane słowo w słowo? Bo nie bardzo rozumiem .

    OdpowiedzUsuń